O sądowych zmaganiach polskich pastafarian, czyli wyznawców Latającego Potwora Spaghetti, pisaliśmy już w poniedziałkowej „Rz". Utrzymują, że wierzą w makaronowego boga z oczami na słupkach i dwoma pulpecikami, który kieruje sprawami ludzkimi z użyciem makaronowej macki. Po śmierci ma czekać na nich raj z hostessami obu płci i wulkanem piwnym.
Potwora wymyślił w 2005 roku amerykański fizyk Bobby Henderson, chcąc zaprotestować przeciw religijnym treściom nauczanym w szkołach. Próbował dowieść, że wszystkie religie są równie absurdalne i pozbawione naukowych podstaw. Pomysł podchwycili ateiści na całym świecie, próbując pod szyldem Potwora powalczyć o prawa przysługujące osobom wierzącym.
Polscy pastafarianie w 2012 roku złożyli w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji wniosek o rejestrację Kościoła. Przed rokiem resort odmówił, powołując się na opinie biegłych, których zdaniem pastafarianizm jest „czymś w rodzaju antyreligii". Zdaniem pastafarian powołanie biegłych było bezprawne, bo nie da stwierdzić, co jest religią.
– Sąd dostrzega, że postępowanie w przedmiocie przeprowadzenia dowodu z opinii biegłych budzi poważne wątpliwości – uzasadniał sędzia wojewódzkiego sądu administracyjnego. Dodał jednak, że „pozostało to poza zakresem rozpoznawania sprawy".
Podstawą orzeczenia sądu było naruszenie przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji przepisu mówiącego o konieczności wezwania wnioskodawców do usunięcia braków i uchybień we wniosku. Choć resort odmówił rejestracji, nie wezwał do uzupełnienia, a braków nawet nie wskazał.