Od wielu lat władze Poznania planują poszerzyć ulicę Nową – Maya w dzielnicy Starołęka. Przebiega ona przez teren, dla którego są przygotowywane od pięciu lat miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. Na razie zapis w tej sprawie zawiera studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Prace nad planami się ślimaczą, a miasto na razie nie ma pieniędzy na poszerzenie drogi.
– Tymczasem właściciele działek przeznaczonych w studium pod tę drogę występują do prezydenta miasta o wydanie warunków zabudowy. Chcą budować na swoich nieruchomościach. Ten zaś konsekwentnie odmawia, powołując się na zapis studium – tłumaczy Bogdan Dąbrowski, radca prawny. Samorządowe kolegium odwoławcze uchyla decyzje prezydenta i przekazuje sprawy do ponownego rozpoznania, unikając przy tym samodzielnego rozstrzygnięcia. W efekcie właściciele występują jeszcze raz o warunki, a prezydent jeszcze raz odmawia. I tak jest od wielu lat.
Tymczasem nie jest to reguła. Gminy postępują różnie. Jedne wydają decyzje o warunkach zabudowy nawet gdy są one niezgodne ze studium, a inne odmawiają. Podobnie jest z sądami administracyjnymi (patrz ramka).
Studium nie wiąże
– Z przepisów wyraźnie wynika, że studium nie ma charakteru prawa miejscowego. Jest to tylko akt polityki przestrzennej, który wiąże jedynie gminy, i to tylko w toku opracowywania miejscowych planów. Natomiast nie wiąże ono jej mieszkańców – uważa Bogdan Dąbrowski. Dlatego wójt, burmistrz, prezydent miasta muszą wydać warunki zabudowy, jeżeli osoba, która o nie występuje, spełnia warunki przewidziane w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym.
Mówi o tym art. 61 tej ustawy. Zgodnie z nim działka musi być uzbrojona (lub jest szansa na jej uzbrojenie w przyszłości), ma mieć także dostęp do drogi publicznej, a w okolicy ma już być podobna zabudowa. Według Bogdana Dąbrowskiego władze Poznania z tego powodu wcześniej czy później będą musiały wydać warunki zabudowy dla działek zarezerwowanych pod drogę.