Minister pracy i polityki społecznej przekazał ostatnio 500 milionów złotych do urzędów pracy w całej Polsce, z zastrzeżeniem, że mają one zostać przeznaczone na pomoc dla bezrobotnych do 30. roku życia i tych, którzy przekroczyli już pięćdziesiątkę.
– Problem polega na tym, że większość bezrobotnych, jakich mamy w rejestrze, nie spełnia warunku określonego wieku – tłumaczy Jerzy Bartnicki, dyrektor powiatowego urzędu pracy w Kwidzynie. – Uważam, że urzędy pracy samodzielnie powinny decydować, dla kogo przeznaczyć te środki. Inaczej jest bowiem w powiatach, gdzie jest niskie bezrobocie i faktycznie można zająć się pomocą dla absolwentów i bezrobotnych w podeszłym wieku. Inaczej zaś w powiatach, gdzie jest wysokie bezrobocie i ta pomoc powinna być raczej skierowana na pobudzenie zatrudnienia osób w średnim wieku.
Urzędy, które złożą wnioski o przyznanie środków przez ministra pracy, mają problem, by spełnić wyśrubowane wymagania. Wraz z pieniędzmi pośredniak otrzymuje bowiem tabelę, w której resort określa dokładną liczbę i rodzaj świadczeń, jakie mogą zostać sfinansowane z tych środków. Urząd pracy na siłę szuka później bezrobotnych spełniających te kryteria. Czasem przybiera to dość groteskowe formy, bo urzędnicy namawiają absolwentów wyższych uczelni do podjęcia stażu w sklepie spożywczym, a bezrobotnych 50+ do założenia własnej firmy, choć najczęściej nie mają oni do tego wystarczającej wiedzy ani ochoty.
Tymczasem dodatkowe środki zostały przekazane zgodnie z art. 66 ustawy o promocji zatrudnienia, czyli jako środki na programy specjalne. Zgodnie z tym przepisem to powiat ustala, kogo ma dotyczyć taka pomoc. Przepisy nic nie mówią zaś o tym, że to minister ma prawo narzucić swoje pomysły w tym zakresie.