Reforma przygotowana w 2011 r. przez Ewę Kopacz, byłą minister zdrowia, miała być antidotum na zadłużone publiczne placówki służby zdrowia. Plan przekształcenia ich w spółki prawa handlowego miał uratować lecznice przed bankructwami i polepszyć jakość usług.

Tymczasem okazuje się, że część samorządów, które zdecydowały się na taki krok, ma coraz poważniejsze kłopoty. Spółki generują coraz większe długi, które ciążą zwłaszcza powiatom.

Starostowie, chcąc pozbyć się kłopotu, próbują sprzedać prywatnym inwestorom udziały w spółkach lub wydzierżawić należące do nich budynki. Przetargi i rozmowy na ten temat trwają właśnie m.in. w Kwidzynie i Tczewie (woj. pomorskie) oraz w Prudniku (woj. opolskie). W tym ostatnim miejscowe władze chcą zostawić   jedynie symboliczny 1 proc. udziałów w lecznicy.

– To jest pełna prywatyzacja służby zdrowia – przestrzegają eksperci. Firmom prywatnym, które nie mają misji, będzie się opłacało świadczyć tylko te usługi, za które dobrze płaci NFZ, czyli np. okulistykę czy kardiologię – mówi Maciej Dercz, radca prawny. Podkreśla jednocześnie, że ustawa o działalności leczniczej nie chroni miejscowej ludności nawet przed likwidacją szpitala.