Skarga do sądu to niejako druga instancja w sprawach dotyczących przetargów. Jeśli któraś ze stron sporu chciała podważyć wyrok Krajowej Izby Odwoławczej, jeszcze do niedawna musiała zapłacić 3 tys. zł.
Zmieniła to tzw. mała [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=247401]nowelizacja prawa zamówień publicznych[/link] i [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=B7090D10601C7D29BD36E150842186A6?id=164040]ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych[/link]. Radykalnie podwyższyła ona opłatę sądową od skargi. Teraz jest ona proporcjonalna do wartości zamówienia i wynosi 5 proc. Górna granica to aż 5 mln zł. Wielu prawników uważa, że jest to niezgodne z konstytucją, gdyż ogranicza dostęp do sądu. Mało która firma zaryzykuje kilkaset tysięcy czy nawet kilka milionów zł, by dochodzić sprawiedliwości. To samo dotyczy drugiej strony, czyli zamawiających. Który wójt, burmistrz czy prezydent wypłaci taką kwotę z kasy urzędu, nawet będąc przekonany o swej racji? Jeśli przegra spór przed sądem, pieniądze te przepadną.
[wyimek]Postępowanie przed sądem jest odrębne od postępowania przetargowego[/wyimek]
Nowelizacja, która podwyższyła opłatę, weszła w życie 22 grudnia ub.r. (DzU z 2009 r., nr 206, poz. 1591). Nie ma więc wątpliwości, że we wszystkich przetargach rozpoczętych od tej daty strony muszą płacić na nowych zasadach. Co jednak z przetargami, które rozpoczęły się wcześniej, ale wyrok Krajowej Izby Odwoławczej zapadł już w czasie, gdy nowelizacja obowiązywała? A także z tymi, w których nawet wyrok KIO został ogłoszony za rządów starych przepisów, ale skarga została skierowana już w czasie obowiązywania nowych?
Przepisy przejściowe nie odpowiadają na te pytanie wprost. Mówią jedynie o tym, że do postępowań o udzielenie zamówienia publicznego oraz konkursów wszczętych przed dniem wejścia w życie ustawy stosuje się przepisy dotychczasowe.