Ten problem ujawnił się podczas zeszłotygodniowej rozprawy z pozwu Jacka Żakowskiego i Tomasza Lisa przeciw Tomaszowi Sakiewiczowi, redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej Codziennie", za umieszczenie na jej okładce fotografii obu dziennikarzy dla zilustrowania tekstu o lustracji w środowisku dziennikarskim. Żeby nie było wątpliwości: nie ma żadnych dowodów, aby współpracowali oni z tajnymi służbami PRL, ale uważają, że zestawienie ich zdjęć z tytułem „Dziennikarze do lustracji" było taką sugestią. O tym jednak rozstrzygnie za kilka dni sąd – czekamy na wyrok.
Tu skupiamy się na tym, że do małej salki w wielkim gmachu warszawskich sądów w al. Solidarności zdołało wejść zaledwie 20 osób, w tym kilkoro dziennikarzy, a kilkadziesiąt osób, głównie z Klubów „Gazety Polskiej", które przyszły „kibicować" Sakiewiczowi i oglądać proces, musiało czekać na korytarzu sądowym. Dla nich de facto sprawa toczyła się za zamkniętymi drzwiami (niejawnie).
Marek Domagalski: Jaka profesja, taka toga
Marek Domagalski: Jak sobie radzić na wojnie o nowych sędziów