Uzasadniając propozycję, stowarzyszenie podkreśla, że sprawy o wykroczenia dotyczą czynów o małym stopniu społecznej szkodliwości. Nie ma więc przeszkód, by załatwiali je referendarze. Chodzi, rzecz jasna, nie o wszystkie wykroczenia, ale tylko te, w wypadku których nie przewidziano kar izolacyjnych, tj. aresztu bądź ograniczenia wolności. Dzisiejszy kodeks wykroczeń przewiduje 84 takie czyny na 117 wszystkich.
W grę wchodzą np. sprawy o drażnienie lub płoszenie zwierząt; brak oświetlenia na ulicy; utrudnianie czy tamowanie ruchu oraz prowadzenie auta bez wymaganych dokumentów.
Dobry sprawdzian
– Orzekanie w sprawach o wykroczenie zagrożone naganą lub grzywną można zaliczyć do zadań z zakresu ochrony prawnej, z założeniem, że odwołanie będzie rozpoznawał sąd – wyjaśnia sędzia Irena Kamińska.
Sędziowie zwracają też uwagę na jeszcze jeden argument. Otóż instytucja referendarza sądowego stała się jedną z dróg dojścia do zawodu sędziego, a sam referendarz musi spełniać wszystkie wymagania dla kandydata na sędziego. Nie ma więc przeszkód, by zajął się wykroczeniami.
– Za sprawą orzekania w drobniejszych sprawach można by więc łatwo sprawdzić, czy i jak radzi sobie na sali rozpraw – dodaje sędzia Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, który również popiera ten pomysł. Powierzenie orzekania referendarzom ma jeszcze jedno racjonalne uzasadnienie – wykorzystanie ich wiedzy, czasu i umiejętności do przyspieszenia postępowania sądowego.
Zalecana jest rozwaga
Grzegorz Wałejko, wiceminister sprawiedliwości, przyznaje, że propozycja jest atrakcyjna. – Świetnie byłoby, gdyby w taki sposób można było odciążyć sędziów – mówi „Rz".