Dziś wernisaż długo oczekiwanej prezentacji: Luc Tuymans, rocznik 1958, guru malarstwa. Mieszka w Antwerpii, wystawia w prestiżowych galeriach świata. Kuratorce Magdzie Kardasz przygotowanie pokazu „Idź i patrz” zajęło kilka lat.
Nie dziwię się – ten artysta to trudny typ. W wigilię otwarcia oprowadzał po wystawie grupę gości, komentując każde dzieło. Po dwugodzinnym show więcej stracił, niż zyskał. Arogancki, zapatrzony w siebie, pyszałkowaty. Jego żarty graniczyły z impertynencją. O wrażliwości – zapomnieć.
– Niektórzy uważają moje prace za liryczne, a w nich ani śladu poezji – zagaił na wstępie. Mówił szczerze, podobnie jak o braku emocjonalnego zaangażowania w pracę. W tym ekshibicjonizmie znalazłam coś przerażającego. Tymczasem chyba to właśnie fascynuje zachodnich widzów: malarstwo przerobione na nice, jak świat w „Bajkach robotów” Lema.
Oczywiście Tuymansowi nie można odmówić zalet. Zabrał się do malarstwa pod koniec lat 80., po krótkiej przygodzie z filmem, jak twierdził zbyt dlań kosztownym. Odkrył niewykorzystane możliwości starego medium oraz niewyeksploatowane tematy. Skoncentrował się na marginesie rzeczywistości. Na obiektach niepokojących nijakością. Co się za nimi kryje? Wspomnienie? Skojarzenie?
Malarz ma także niezłe plastyczne oko. Wystrzega się kontrastów; stosuje rozmydlone tonacje. Przyznaję, niekiedy Belg uzyskuje fascynujące rezultaty. Znakomita jest „Apteka” – kładący się zielonym cieniem na trotuarze apteczny symbol-krzyż, ale zdeformowany, nieczytelny. Podobały mi się „Różowe okulary”, powszechnie znany przedmiot, odrealniony poprzez splecenie z cieniem. Niezły rezultat dała przeróbka „Zachodu słońca” na biele i szarości zamiast zwykłych czerwonych zorzy. Z kolei dwa małe obrazki, które wydawały się syntetycznie ujętymi pejzażami, okazały się fragmentami ludzkich ciał podczas zbliżenia. – Ale pornografia to nuda – nie omieszkał dorzucić autor.