Reklama

Reżyserka w oficerkach

Nieprzekonująca "Pasażerka". Utwór Zofii Posmysz w scenicznej adaptacji Natalii Korczakowskiej to pokłady solennej nudy

Aktualizacja: 02.02.2009 01:31 Publikacja: 02.02.2009 01:30

Agnieszka Podsiadlik (Liza) i Jerzy Senator (Walter)

Agnieszka Podsiadlik (Liza) i Jerzy Senator (Walter)

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Widowisko Wrocławskiego Teatru Współczesnego należy do zjawisk artystycznych, o których – zważywszy tematykę ludzkiej traumy spowodowanej przejściami w hitlerowskim obozie zagłady – źle mówić nie wypada, a dobrze nie sposób.

Należny szacunek rezerwuję, oczywiście, dla pierwowzoru, bo niezborna inscenizacja na żadną taryfę ulgową jednak nie zasługuje.

Zofia Posmysz u progu dorosłości, w 1942 r., trafiła do Auschwitz, potem do Ravensbrück i innych obozów koncentracyjnych. Po wojnie była m.in. współautorką radiowego cyklu „W Jezioranach”. Jej słuchowisko „Pasażerka z kabiny 45” z 1959 r. po roku zostało przeniesione do Teatru Telewizji jako „Pasażerka”. Pod tym tytułem ukazała się też powieść w 1962 r., a rok później – wspaniały film Andrzeja Munka.

Po tragicznej śmierci reżysera wszedł on na ekrany w niepełnym kształcie, gdyż nikt z filmowców nie chciał się podjąć jego dokończenia. Witold Lesiewicz zmontował jedyne nakręcone sceny obozowe. Zabrakło rozgrywającej się 15 lat po wojnie konfrontacji kata i ofiary – esesmanki Lizy i jej niepokornej „podopiecznej” Marty. Na ekranie niedopowiedzenia uwypukliły jeszcze niejednoznaczność tego związku. Film zyskał międzynarodową sławę jako głos w dyskusji o odpowiedzialności za wojenne zbrodnie, przypisywane bardziej hitlerowskiemu systemowi niż intencjom jednostek.

Sceniczna „Pasażerka” miała być dopełnieniem opowieści Munka, skupiając się na przeżyciach ludzi, którzy z wojny wyszli z mocno poprzetrącanymi kręgosłupami. Niemka Liza (Agnieszka Podsiadlik) umknęła denazyfikacji. Płynie transatlantykiem do USA wraz z mężem Walterem (Jerzy Senator), taktownie niewypytującym o jej przeszłość. Trudno przyjdzie ją ukryć, kiedy na pokładzie pojawi się dama łudząco podobna do Polki Marty (Maria Czykwin).

Reklama
Reklama

Wrocławską inscenizację zapamiętam głównie dzięki popisom biegle wytresowanego wilczura Omara o oczach, z których biła skupiona energia i czujna inteligencja. Cała reszta to słabo umotywowane pasaże aktorów po pokładzie sceny, niekiedy „ożywiane” poupychanymi na siłę atrakcjami, w rodzaju przystrojenia Marty w pąsową suknię z okołopięciometrowym trenem. Taszczy go, a następnie rozwija na sali, gdzie akurat – trzeba mieć to wyczucie – tańczono. Aktorki są piękne i na tyle młode, że przed 15 laty, kiedy rozgrywała się obozowa część „Pasażerki”, mogłyby się najwyżej pokłócić w piaskownicy o grabki.

Przy ukłonach wykonawcy – bo nie widzowie, co w teatrach od dawna przestało być ich przywilejem – wywoływali twórców. Oprócz reżyserki – w większych od niej samej czarnych oficerkach (pogratulować konceptu) – wyszła cała „lista płac”. O księgowej, o dziwo, zapomniano. I o obecnej na premierze Zofii Posmysz. Bo i po co? Żeby zebrała największe brawa?

[i]Zofia Posmysz „Pasażerka”, adaptacja Natalia Korczakowska i Tomasz Śpiewak, reżyseria Natalia Korczakowska, scenografia Anna Met. [/i]

[i]Wrocławski Teatr Współczesny, premiera 31 stycznia[/i]

Widowisko Wrocławskiego Teatru Współczesnego należy do zjawisk artystycznych, o których – zważywszy tematykę ludzkiej traumy spowodowanej przejściami w hitlerowskim obozie zagłady – źle mówić nie wypada, a dobrze nie sposób.

Należny szacunek rezerwuję, oczywiście, dla pierwowzoru, bo niezborna inscenizacja na żadną taryfę ulgową jednak nie zasługuje.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Reklama
Rzeźba
Anatomia antyku na Zamku Królewskim z kolekcji Stanisława Augusta
Rzeźba
Rzeźby Abakanowicz wkroczyły na Wawel. Jej drapieżne ptaki nurkują wśród drzew
Rzeźba
Salvador Dalí : Rzeźby mistrza surrealizmu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Reklama
Reklama