We wstępie "Szyfru Lebensteina" Marek Nowakowski opowiada o sztuce Jana Lebensteina przez pryzmat jego biografii. Dotąd niewiele wiedzieliśmy o traumatycznych przeżyciach artysty. Teraz jest okazja dotarcia do źródeł mrocznych, demonicznych wątków jego twórczości. Przekonać się, że nie jest to czysta gra wyobraźni. Takie widzenie świata kształtowały również realne przeżycia.
Kiedy wybuchła wojna, dziewięcioletni chłopiec był świadkiem obrony twierdzy w rodzinnym Brześciu i wejścia dwóch armii – niemieckiej i sowieckiej. Dwa lata później Janek został łącznikiem konspiracyjnych Szarych Szeregów. W 1944 r. zginął jego ojciec, kolejarz, zaangażowany w akcje sabotażowe Armii Krajowej. Album zawiera wojenne rysunki Lebensteina przedstawiające najeźdźców i partyzantów, walczących i zabitych.
Wkrótce Józef, brat Janka, trafił do obozu na Majdanku. Udało mu się stamtąd zbiec, ale nie doczekał końca wojny. Został zastrzelony podczas akcji uwolnienia z obozu w Rembertowie akowców oczekujących na wywózkę do syberyjskich łagrów.
Lebenstein znał totalitaryzm sowiecki i nie miał złudzeń wobec powojennego komunistycznego systemu. Jednoznacznie mówił: "Zdecydowałem się być malarzem, dlatego, że byłem wyobcowany. (...) I ten cały PRL, to wszystko było dla mnie absolutnie wrogie".
Malarstwo studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w czasach socrealizmu, ale miał szczęście trafić do pracowni liberalnego twórcy, świetnego kolorysty Artura Nachta-Samborskiego. Młody Lebenstein zrywa z realizmem i kreuje własny, niezależny świat.