Pokaz ma dwie wersje: pełną, rozpisaną na całe muzeum, oraz sprowadzoną do rysunkowego "streszczenia" autorstwa Mariusza Tarkawiana. W pełni aprobuję ten drugi wariant. Szkic umieszczony na ścianie przed wejściem do dolnego ryzalitu ma jednorodną kreskę, koncepcję, dowcip. Co do reszty – nasuwa się sporo zastrzeżeń.
[srodtytul]Naciągana nowość[/srodtytul]
Nie obchodzi mnie, jak "Ars Homo Eroticę", kuratorsko spreparowaną przez Pawła Leszkowicza, przyjmą kręgi z góry jej nieprzychylne. Tym bardziej nie interesują mnie konflikty muzeum na linii dyrekcja – kuratorzy. Jestem pewna, że obecny pokaz nie powinien stać się argumentem w tej dyskusji.
Ważny jest artystyczny walor przedstawionych prac oraz to, co wynika z ich wzajemnych relacji. We współczesnym wystawiennictwie chodzi o coś więcej niż o kontemplację dzieł sztuki. Liczy się ciekawie, nowatorsko przedstawiony problem. Jeszcze lepiej, gdy autor ekspozycji wysuwa odkrywczą tezę i udatnie jej broni.
W przypadku "Ars Homo…" trudno mówić o rewelacji. Jest mdło. Być może komuś zmasowane uderzenie penisów w wzwodzie dostarczy emocji. Dla mnie pokaz miał charakter "roboczy", jak casting.