13 kwietnia 2012 mija 55 lat od dnia, kiedy Kościół Mariacki w Krakowie odzyskał ołtarz Wita Stwosza wywieziony do Niemiec w czasie II wojny światowej. Tekst z tygodnika "Przekrój" z sierpnia 2011. Tam także więcej zdjęć
Ołtarz w kościele Mariackim to jazda obowiązkowa każdego Polaka. Jak Wawel, kopalnia soli w Wieliczce, Oświęcim, „Hołd Pruski" Matejki.
Jestem urodzonym krakusem i bywałem w Mariackim dziesiątki razy. Ale dawno już nie byłem. Odstraszały mnie różnojęzyczne tłumy, szkolne wycieczki, faceci sprawdzający karty wejścia i kierujący ruchem. Teraz poszedłem, żeby odświeżyć sobie pamięć tego monumentalnego arcydzieła, oglądanego w parokilowym, imponującym albumie Andrzeja Nowakowskiego „Blask. Ołtarz Mariacki Wita Stwosza". Przysiadłem w ławce pośród chmary gimnazjalistów i znów wysłuchałem tej samej śpiewki pani przewodniczki, wygłaszanej tym samym stylem pytająco-odpowiadającym.
– Czy wiecie, dzieci, kim był Wit Stwosz? Niemcem przybyłym w XV wieku do Krakowa z Norymbergi, choć niektórzy mówią, że był Polakiem. A dlaczego przybył? Bo wcześniej zawalił się dach w kościele Mariackim i zniszczył stary ołtarz, więc rajcy miejscy zorganizowali zbiórkę na nowy. Jak długo Wit Stwosz go rzeźbił? Nie uwierzycie, aż 12 lat! A dlaczego tyle to trwało? Bo ołtarz miał być największy w Europie. A wiecie, jaką ma wysokość? 13 metrów! A szerokość? 11. A te figury, co je widzicie w tej głównej szafie ze skrzydłami, to jak myślicie, jak one są duże? Takie jak człowiek? No to spójrzcie na mnie. Są dwa razy takie jak ja! A co ten ołtarz przedstawia? Na samym dole Zaśnięcie Matki Boskiej, wyżej Wniebowzięcie, a najwyżej – jej Koronację. A dlaczego mówimy zaśnięcie, a nie zwyczajnie – umieranie? Bo Matka Boska nie umarła jak każdy z nas, tylko zasnęła na wieki. I tak dalej.
Dzieło Stwosza fotografowano wielokrotnie. Raz udało się zrobić to z bliska, kiedy podczas konserwacji ołtarz leżał we fragmentach na Wawelu po przywiezieniu go po wojnie z Niemiec. Ale zdjęcia, przeważnie czarno-białe, zamieszczone w albumie wydanym w 1951 roku, są płaskie i martwe. Zabrakło przestrzeni, w jakiej znajdują się ołtarzowe figury. Dopiero oglądając dzieło Nowakowskiego, można dostrzec, co może ofiarować widzowi poruszenie tego giganta. Bo pod aparatem fotograficznym przemieszczającym się po całej jego powierzchni ołtarz zdumiewająco ożywa. Autor nie tylko fotografował detale, jeżdżąc na dźwigu po najdalszych zakamarkach wielkiej rzeźbiarskiej szafy. Fotografował je, wydłużając albo skracając perspektywę, pokazując prawdziwe proporcje rzeźb albo – przeciwnie – bawiąc się w ich odwracanie. Dłonie umierającej Marii – To była magiczna przygoda – mówi Nowakowski. – Trzecia w nocy, ja jeżdżę na wyciągu po tym ołtarzu, a on jest za każdym razem inny! My go widzimy z dołu tylko z jednej pozycji. A to doskonała kompozycja także z boków, z góry, z dołu, pod różnymi kątami. Genialne.