Są to wizerunki wybitnych osobowości – Andrzeja Wajdy, Sławomira Mrożka, Czesława Miłosza, Jerzego Kosińskiego, Tadeusza Konwickiego czy Krzysztofa Zanussiego. Czarno-białe i kolorowe fotografie charakteryzują ich w sposób niecodzienny – poprzez gesty, grymasy i rekwizyty, grę światła i skojarzeń. To portrety subiektywne i eksperymentalne, ale mówią wiele o człowieku, jego charakterze i pasjach.
Na wernisażu Krzysztof Gierałtowski przypominał, że wraca na warszawski Zamek po 25 latach. W 1988 r. miał tu wystawę zatytułowaną „Portrety subiektywne”. Wówczas pokaz ten objechał najpierw całą Europę, zanim mogła go obejrzeć polska publiczność, bo peerelowscy urzędnicy niechętnie spoglądali na niepokornych intelektualistów.
Gierałtowski stworzył własny styl, oparty na ekspresji, intrygujących niedomówieniach, przerysowaniach na granicy karykatury. Zaczynał od fotografii czarno-białej, modelując twarze światłem i mrokiem, nieraz na granicy deformacji, jak w świetnych „demonicznych” portretach Tadeusza Kantora czy Jerzego Kosińskiego. Potem zajął się także kolorową fotografią. Barwny portret malarza Leona Tarasewicza wygląda jak dzieło stworzone szerokimi pociągnięciami pędzla. Twarz scenografki Ewy Braun przemienił w wielobarwny kolaż. Jan Peszek pojawia się w kostiumie arlekina w teatralnie inscenizowanej scenie.
Czasem artysta skupia się na jakimś charakterystycznym geście, jak w przypadku Mrożka poprawiającego okulary. W „subiektywnych obrazach z przesłonięciami” bawi się różnego rodzaju maskami. Grafik i malarz Rafał Olbiński występuje w roli zawoalowanej „czarnej wdowy” z czerwoną różą, co nawiązuje do tworzonych przez niego obrazów.