Romans z nadzieją na miłość

"True Romance". Alegorie miłości od renesansu do dziś" pokazuje różnorodne stadia oraz formy miłości, a także sposoby obrazowania uczuć. 130 prac 80 autorów, od Girogionego do Tracy Emin. Rewelacja!

Aktualizacja: 04.12.2007 19:27 Publikacja: 04.12.2007 17:08

Romans z nadzieją na miłość

Foto: Materiały Organizatora

Preludium do pokazu na klatce schodowej: wideo Mariny Abramovič "Rest Energy". Zrealizowane w 1980 roku z niejakim Ulayem, wieloletnim partnerem, z którym rozstała się dziewięć lat potem. Widzimy młodą parę naciągającą wspólnymi siłami łuk. Ale stoją po przeciwnych stronach! On, napinając cięciwę, trzyma też strzałę grotem niebezpiecznie skierowaną w pierś kobiety. To świetna metafora związku dwojga ludzi: każdy ciągnie w swoją stronę, równowaga jest iluzoryczna, zagrożeń wiele.

Po takim wstępie widz od razu czuje uderzenie adrenaliny. W sali wystawowej napięcie nie słabnie. Rzadko która praca traktuje o miłości spełnionej, serdecznej, dostarczającej pozytywnych emocji. Większość autorów opowiada – w sposób metaforyczny bądź symboliczny – o miłości złej, niszczącej, fałszywej. Albo o pożądaniu, które oślepia. Lub o seksie, który nie musi iść w parze z uczuciem. Wiedeński "Prawdziwy romans" pozbawia złudzeń…

Tracy Moffatt, australijska artystka, swoją wersję "Love" zmontowała z kilkusekundowych fragmentów kilkudziesięciu najpopularniejszych hollywoodzkich melodramatów ostatnich 60 lat (jasne, że nie zabrakło "Przeminęło z wiatrem", "Gildy", "Słomianego wdowca", "Wojny państwa Rose"). Powstał 20-minutowy kolaż scen bez dźwięku – co wcale nie przeszkadza w zrozumieniu ich sensu. Gesty i mimika są wystarczająco wymowne. Zaczyna się słodko, potem robi się coraz goręcej, następnie coś zaczyna szwankować – jakaś nuta zazdrości, pretensje, zobojętnienie. Po czym następuje crescendo nienawiści, aż do zabójstwa.

W sąsiedztwie umieszczony został film Runy Islam "Cięcie reżysera". Rejestracja próby teatralnej. Dwa obrazy, emitowane równolegle na dwóch ekranach; na jednym aktor krzyczy "Nienawidzę cię!"; tuż obok aktorka wyznaje: "Kocham cię!". Uczucia łatwe do zagrania, zwłaszcza na komendy reżysera.

Za swego rodzaju "reżysera" miłości uchodził Eros. Skrzydlaty bożek siał zamęt w ludzkich sercach, nie bacząc na ich status, wiek, położenie. Jego po-tęgę oddał Franz von Stuck obrazem "Amor Imperator" (1887/1888). Tytuł równie wymowny jak władcza mina malca oraz trzymane przezeń królewskie insygnia. Czytelne jest też przesłanie komputerowego kolażu autorstwa Luisa Rennera "Amor na scenie" (2007). W centrum – słynny obraz (reprodukcja) Caravaggia "Amor omnia vincit". Dookoła widać porozrzucane instrumenty muzyczne. Wiadomo, kto będzie dyrygował koncertem serc. Czuła struna drgnie, gdy Eros zechce.

Czasem akcja Amora komplikuje życie. Uświadamia to praca Gustava Klimta "Miłość" (1895): nad głowami młodej, zakochanej pary majaczy buzia dziecka. Obok – twarze dojrzałej kobiety i starca. Wiadomo, że czas i kłopoty wywierają niszczący wpływ na pożądanie.

Damien Hirst, obecnie najdroższy żyjący artysta świata, namalował "Miłość i nienawiść"… motylami. Prawdziwymi. Nie po raz pierwszy wykorzystał faunę do swych kompozycji. Ale rzadko kiedy jego dzieła pozostają równie oczywiste w warstwie symbolicznej. Otóż w przedstawieniu miłości nakleił wielobarwne owady na gładkie niebieskie tło; w obrazie nienawiści zrobił to samo, lecz zmienił kolor podkładu na czerwony. Idylla unosi do nieba, walka strąca do piekła.

Motyle znane są z niestałości w uczuciu. Natomiast miłość Petrarki do Laury przetrwała stulecia. Jego XIV-wieczna "Canzoniere" na cześć ukochanej inspirowała artystów późniejszych epok, zwłaszcza wczesnego renesansu. Czy ciemnowłosa kobieta na portrecie Giorgionego z 1508 roku naprawdę miała wyobrażać Laurę? Nie wiadomo. Ale że jest urocza i zmysłowa, a w tle widać drzewo laurowe, niektórzy utożsamiają ją z tą postacią. Najciekawsze, że 500-letnia piękność wciąż podnieca.

Jeszcze dłuższy staż w rozniecaniu namiętności ma Wenus. Pojawia się w "Prawdziwym romansie" w rozmaitych wcieleniach. Michelangelo Pistoletto, znany włoski twórca, przedstawił boginię w wersji dla ubogich. "Wenus śmieci" (1967), to gipsowa, tania kopia klasycznej rzeźby. Stoi wciśnięta w stertę łachów. Bo współczesna Afrodyta pochodzi z second handu i jest do do kupienia na wagę. Chciałoby się powiedzieć – ideał sięgnął tandety.

Dziś wyobrażeniami o miłości rządzi kicz. Telewizyjny, kinowy, literacki. Każdy daje się nabrać na sentymenty, bez względu na pochodzenie czy wykształcenie. Chyba jesteśmy infantylni i naiwni.

15 lat temu Sophie Calle, francuskożydowska artystka, nakręciła film o własnym małżeństwie. Naprawdę niesamowity! Autoironia wymieszana z masochizmem. Calle zarejestrowała swój studencki związek z przystojniakiem Gregorym Shepardem. Seks, sentymentalne uniesienia, a potem… ślub! W Las Vegas, bez wychodzenia z samochodu. Związek długo nie przetrwał, co autorka także szczerze ujawnia.

Niewiele filmowych melodramatów wywarło na mnie równie silne wrażenie, jak to autobiograficzne wideo zatytułowane "Podwójnie ślepi". Łatwo wyśmiać banał i kicz filmowych romansów. Ale uświadomić ich potęgę; ujawnić, że dotyczą każdego z nas, bez względu na poziom intelektualny i epokę – to naprawdę odwaga.

Afrodyta, najpiękniejsza bogini z greckiego panteonu, wcale nie zniknęła ze sztuki. Przybiera rozmaite postaci, przeobraża się z biegiem epok. Jak przez stulecia zmienił się ideał piękna i seksu, pokazał Peter Weibel. Jego "Wenus w futrze" (2003) to komputerowa animacja. Na ekranie pojawiają się dziesiątki przedstawień Wenus, arcydzieł z różnych czasów. Jeden obraz przenika w następny. Płynnym, prawie niezauważalnym ruchem. Czy to możliwe, żeby "Wenus w futrze" Tycjana i Charlotte Rampling w lisiej szubie sfotografowana przez Helmuta Newtona miały cokolwiek wspólnego? A Wenus akademika Cabanela – z surrealistyczną wizją Salvadora Dalego? A jednak tak. Wenera zdaje się pączkować, ożywać w coraz to nowej, innej postaci. Miłość podlega reinkarnacji. W każdym z nas.

Symbolem całej wystawy jest serce przebite sztyletem. Logo, zarazem symbol wystawy. Widnieje na plakatach, vlepkach, znaczkach. Oryginał eksponowany w Kunsthalle: to gigantyczna układanka z lampek. Światełka stopniowo rozbłyskują, a gdy rozjarzy się całość – gasną. I po sekundzie znów serce goreje, jak Feniks z popiołów. To inteligentna praca duetu Tim Noble/Sue Webster sprzed dziesięciu lat. Przypomina migoczące neony z różnych miejsc uciech i rozrywki. Ale przesłanie kompozycji wcale nie jest błahe. Oto wszystko się zmienia – obyczajowość, moda, układy społeczne; wszystko można kupić. Ale ideał miłości po grób trwa bez zmian…

Wystawa w wiedeńskiej Kunsthalle czynna do 3 lutego; w Museum Villa Stuck w Monachium od 21 lutego do 18 maja

Monika Małkowska z Wiednia

 

Preludium do pokazu na klatce schodowej: wideo Mariny Abramovič "Rest Energy". Zrealizowane w 1980 roku z niejakim Ulayem, wieloletnim partnerem, z którym rozstała się dziewięć lat potem. Widzimy młodą parę naciągającą wspólnymi siłami łuk. Ale stoją po przeciwnych stronach! On, napinając cięciwę, trzyma też strzałę grotem niebezpiecznie skierowaną w pierś kobiety. To świetna metafora związku dwojga ludzi: każdy ciągnie w swoją stronę, równowaga jest iluzoryczna, zagrożeń wiele.

Pozostało 93% artykułu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl