Zarażony wirusem sztuki

Zanim go poznałam, słyszałam opowieści o organizowanych przezeń plenerach pod Florencją. Od ośmiu lat zaprasza do wielkiego domu z ogrodem około dziesięciu artystów, często z różnych pokoleń i środowisk

Publikacja: 16.01.2008 12:20

Zarażony wirusem sztuki

Foto: Rzeczpospolita

Pojawiają się też młodzi muzycy. Wspólne biesiady, dyskusje i koncerty ciągną się do późnej nocy. Potem jest wspólna wystawa, zawsze z katalogiem; wydawane są płyty CD. Wszystko to finansuje Krzysztof Musiał. Za trzytygodniowy wikt i opierunek uczestnicy letniego spędu odpłacają się kolekcjonerowi dziełem sztuki powstałym podczas wakacji. Zapytałam o powód jego filantropii.

– Na własne oczy się przekonałem, w jak fatalnych warunkach mieszka i pracuje wielu wybitnych polskich artystów – tłumaczy kolekcjoner. – Chciałem choć przez kilka tygodni dać im trochę ciepła, słońca, luzu. Poza tym przywołuję XIX-wieczną tradycję: przecież wojaże na południe Francji i do Włoch stanowiły nieodzowny element plastycznej edukacji polskich – i nie tylko naszych – artystów.

Wiadomo, że twórcy są trudnymi we współżyciu indywidualistami. Ale klimat Toskanii łagodzi im charaktery. Jedyny konfliktogenny temat to kuchnia. W lokalnej gospodzie artyści domagali się polskich obfitych śniadań, narzekali na włoskie tradycje kulinarne. Idealnym rozwiązaniem okazały się dyżury plenerowiczów przy garach; na ogół lubią i umieją pichcić. Problem zniknął.

– Na tegoroczne wakacje ekipa plenerowa jest już skompletowana – zapowiada Musiał. – Same tuzy malarstwa polskiego ze średniego pokolenia: Tomasz Ciecierski, Włodzimierz Zakrzewski, Paweł Susid, Tomasz Tatarczyk, Robert Maciejuk, Ryszard Grzyb. I jeden rzeźbiarz, Krzysztof Bednarski. Panowie skrzyknęli się w nieformalną grupę Pędzle. Zobaczymy, czy formacja utrzyma się dłużej niż jedno lato.

Plener sprzyja zawiązywaniu się przyjaźni. Dzięki toskańskim wakacjom Musiał uważa za bliskich ludzi Leona Tarasewicza, Jarosława Modzelewskiego, Ryszarda Grzyba, Jana Dobkowskiego.

– Rok temu Tarasewicz odwiedził mnie w Andaluzji – wspomina Musiał. – Było akurat święto korridy. Po tym pobycie Leon namalował serię zupełnie nie w swoim stylu – trzy płótna w kropki. Jaskrawe połączenia: różowe kropki na turkusowym tle, zielone kropki na czerwieni, niebieskie na żółci. Na pozór abstrakcje. W istocie – desenie tkanin, z których tancerki flamenco nosiły sukienki.

Tak naprawdę sztuką zaczął się zajmować z powodów politycznych. I sentymentalnych. Kiedy ogłoszono w Polsce stan wojenny, Krzysztof Musiał mieszkał w Anglii (w sumie spędził tam cztery lata). W 1982 r. udało mu się odwiedzić rodziców w Kielcach. Chciał zabrać za granicę coś, co będzie mu przypominało klimat rodzinnych stron. Kupił wtedy pierwsze prace od artystów krajan. Wkrótce, już z powrotem na Zachodzie, nabył „Kapelusz panamski” – ogromną litografię Davida Hockneya, głośnego brytyjskiego popartysty. Następną zdobyczą była grafika Andy’ego Warhola. Ale pasja do obcej sztuki szybko mu przeszła, przeobrażając się w prawdziwą namiętność do twórczości polskiej. Od 15 lat skupuje na całym świecie tylko nasze dzieła. Dziś jego zbiór liczy około 500 obrazów, 300 prac na papierze i 50 rzeźb.

Specjalizacja: twórczość XX-wieczna (choć ma także obiekty z XIX stulecia, najstarszy obraz powstał w 1868 r.). Tematyka: pejzaż, martwa natura, a przede wszystkim akt (ma ponad 180 aktów). Plany: zorganizowanie „żywego” muzeum rodzimej sztuki współczesnej.

– Nie ma potrzeby budowania kolejnej kolekcji sztuki zachodniej – uważa Musiał. – Jest ich mnóstwo, na znakomitym poziomie. Natomiast brak reprezentatywnych zestawów naszej twórczości. Skoncentrowałem się na naszej plastyce, żeby uzupełnić braki w muzealnych zasobach. Polskich instytucji od lat nie stać na zakupy, a na zagranicznych aukcjach wypływają prawdziwe skarby za niewygórowane ceny. To się wkrótce zmieni. Już są symptomy lepszej koniunktury na współczesną sztukę polską. Niedawno na aukcji w Monachium kompozycja Marii Jaremy poszła za 100 tysięcy euro; do takiej samej kwoty wylicytowano płótno Tadeusza Brzozowskiego na aukcji w Dublinie. Powód? Coraz więcej Polaków staje się kolekcjonerami całą gębą. Śledzą zachodnie aukcje, uczestniczą w nich. Poza tym stać ich na większe wydatki.

Kolekcjonerskiego bakcyla połknął przez malarstwo Olgi Boznańskiej. Nie marzył wcale o zostaniu poważnym kolekcjonerem, gdy nadarzyła mu się okazja zdobycia kilku jej dzieł.

– Ich zakup sprawił mi taką przyjemność, że zacząłem dokładniej się przyglądać dostępnym na rynku obrazom – szczerze przyznaje Musiał. – Szczęśliwy zbieg okoliczności pomógł mi też nabyć pierwsze prace Artura Nachta-Samborskiego. Ale nawet wówczas nie przypuszczałem, że stworzę zbiór na taką skalę. Jeszcze kilkanaście lat temu byłem obojętny na pewne zjawiska we współczesnej sztuce. Od paru lat coraz bardziej lubię malarstwo abstrakcyjne, którego dawniej niemal w ogóle nie dostrzegałem. Bardzo wiele nauczyłem się też dzięki bezpośrednim kontaktom z artystami. Szczególnie cenię znajomości ze starszym pokoleniem – z nieżyjącą już Teresą Pągowską czy Wojciechem Fangorem.

Po czym poznać prawdziwego maniaka sztuki? Po czujności. Krzysztof Musiał gotów jest o każdej porze dnia i nocy podjąć transakcję, gdy dowie się o interesującym go obiekcie.

Podczas ostatnich wakacji w Hiszpanii dowiedział się o obrazie Romana Kramsztyka wystawionym na aukcji w Paryżu. Tego samego dnia, kiedy o tym czytał, wskoczył w najbliższy samolot, stanął do licytacji i jeszcze tej samej doby wrócił z Kramsztykiem pod pachą.

Trzy lata temu dowiedział się o „Portrecie mężczyzny” pędzla Leopolda Gottlieba, który miał być licytowany w Paryżu. Obejrzał płótno wespół ze specjalistą (większość zakupów konsultuje z Jerzym Wojciechowskim, historykiem sztuki). I oto okazało się, że modelem Gottlieba był zaprzyjaźniony z nim rzeźbiarz Xawery Dunikowski. Jego dekadencko-patetyczna podobizna powstała w roku 1906, gdy przebywał w Jerozolimie.

Zdarzają się też okazje w najmniej oczekiwanych miejscach. Przed kilku laty Musiał zauważył na pchlim targu w Prowansji piękną akwarelę sygnowaną nazwiskiem Epstein. Handlarka chciała za kompozycję 100 euro. I nie godziła się na opuszczenie ceny, bo to „był prawdziwy artysta, mieszkał niedaleko, a obraz odziedziczyłam po babce”. Zgadzało się – Henryk Epstein odwiedzał wielokrotnie południe Francji, jak inni twórcy określani mianem École de Paris. Jak w takiej sytuacji nie wydać 100 euro?

Mamy teraz okazję zobaczyć, jakie arcydzieła zgromadził Krzysztof Musiał. Trwa tournée po polskich muzeach wystawy „Zapisy przemian”, czyli fragmentu jego kolekcji. Do 17 lutego gości w warszawskiej Zachęcie, od marca do kwietnia pokaz będzie w krakowskim Muzeum Narodowym, od maja do czerwca zaś obejrzy go publiczność poznańska.

Kielczanin z urodzenia. Pracę magisterską napisał na Politechnice Warszawskiej (1972) z kolejnictwa – bo praca na kolei pozwalała na darmowe podróże po Europie. Drugi dyplom uzyskał siedem lat później w prestiżowej szkole biznesu INSEAD w Fontainebleau. Następne dziesięć lat pracował w międzynarodowych koncernach w Anglii, USA i Niemczech. W 1990 roku założył firmę ABC Data, pionierskie przedsięwzięcie na polskim rynku komputerowym, które prowadził przez 11 lat.

Obywatel świata i globtroter. Mieszkał m.in. w Tajlandii, Maroku, Japonii, Chinach. Zwiedził całą Europę. Obecnie mieszka w Andaluzji, niedaleko Malagi. Ma gaj pomarańczowy (100 drzewek) i migdałowy (50 drzew); trzy psy i pięć kotów. Wakacje spędza w Toskanii. Organizuje tam plenery artystyczno-muzyczne. Często bywa w Warszawie, gdzie od marca 2007 r. prowadzi Galerię aTAK. Kolekcjonuje sztukę od 15 lat, choć pierwsze prace kupił dziesięć lat wcześniej.

Zdjęcia Jerzy Dudek

Pojawiają się też młodzi muzycy. Wspólne biesiady, dyskusje i koncerty ciągną się do późnej nocy. Potem jest wspólna wystawa, zawsze z katalogiem; wydawane są płyty CD. Wszystko to finansuje Krzysztof Musiał. Za trzytygodniowy wikt i opierunek uczestnicy letniego spędu odpłacają się kolekcjonerowi dziełem sztuki powstałym podczas wakacji. Zapytałam o powód jego filantropii.

– Na własne oczy się przekonałem, w jak fatalnych warunkach mieszka i pracuje wielu wybitnych polskich artystów – tłumaczy kolekcjoner. – Chciałem choć przez kilka tygodni dać im trochę ciepła, słońca, luzu. Poza tym przywołuję XIX-wieczną tradycję: przecież wojaże na południe Francji i do Włoch stanowiły nieodzowny element plastycznej edukacji polskich – i nie tylko naszych – artystów.

Pozostało 89% artykułu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl