Powód do radości dla miłośników sztuki i kolekcjonerów? Oczywiście, ale jest i „ale”. Po pierwsze, nawet znając adres tych galerii, niektóre z nich trudno odnaleźć.
Zacznę od punktu w samym pępku miasta. Witryna przy Marszałkowskiej 4 (plac Konstytucji), najmniejsza stołeczna przestrzeń wystawowa. Artyści realizują tu specjalne projekty. Autorką obecnie pokazywanych „20 spojrzeń” jest Joanna Malinowska. Na pozór Witrynę doskonale widać. Tymczasem przechodnie nie zwracają na nią uwagi. Po prostu maleńka dziupla sztuki wtapia się w wizualne atrakcje, jakich dookoła pełno. W lecie wystartowały dwie galerie: Leto (Hoża 9c) i M kwadrat (Oleandrów 6). Obie nastawione na sztukę młodych. Leto prowadzi Marta Kołakowska współpracująca z D. A. Polswiss. Najbliższa planowana wystawa to malarstwo Radka Szlagi. Galerię M kwadrat stworzyła Matylda Prus, wcześniej związana z Rempeksem – teraz przedstawia Michała Frydrycha. Galeria Czarnej (Marszałkowska 4 lok. 3) kierowana przez Agnieszkę Czarnecką, historyka sztuki, w marcu skończy rok. Zanim ruszyła samodzielnie, przez dwa lata korzystała z gościny Świetlicy Raster.
Trzy młode szefowe są świetnie zorientowane w układach na rynku, mają wyrobiony smak i nie idą na łatwiznę. Zaadaptowały lokale w zwyczajnych kamienicach, a proponowanych przez nie wystaw nie widać z ulicy. Formuła popularna na Zachodzie, lecz niezbyt lubiana przez naszą publiczność, która woli od razu wiedzieć, czego może się spodziewać.
Najmłodszy stołeczny przybytek sztuki narodził się w październiku. Po raz drugi. Reaktywacja galerii Appendix (z cyfrą 2, przy Białostockiej 9) nastąpiła po 15-letniej przerwie. Inicjatywa należy do Pawła Sosnowskiego, historyka sztuki.
W Appendiksie 2 oglądamy dopiero drugą wystawę (do 29 lutego). Tym razem gospodarz nie ingerował w pokaz, bo „artyści polecają się wzajemnie”, na przykład Józef Robakowski – Igora Krenza, Tomasz Ciecierski – Oskara Dawickiego. Topowe nazwiska. Na koniec uwaga ogólna. Warszawa nie ma artystycznych dzielnic. Pojedyncze salony ze sztuką rozrzucone są głównie po centrum. Choć znajdują się o rzut beretem, bynajmniej ze sobą nie współpracują. Nawet grupki galerii, które przycupnęły na Pradze, mają własny, zazdrośnie strzeżony program.