O Chagallu napisano wiele – jednak Jonathan Wilson sprawił mi miłą niespodziankę.
Ze swej książki wyeliminował ploty oraz fantazjowanie mistrza, który w „Moim życiu” (autobiografii spisanej w latach 1921 – 1922) serwował głównie anegdoty, przestawiając daty wedle potrzeb. Kolejni biografowie również mącili i mataczyli. Na przykład zięć artysty Franz Meyer pominął kilka ważnych wątków, które mu nie pasowały do wizerunku teścia. Wilson nieźle się napracował, korygując „Kalendarium życia i twórczości Chagalla” – terminarz zamieszczony na końcu jego dzieła jest wersją wiarygodną.
W jednym amerykański autor się pomylił: pierwsza rosyjska retrospektywa malarza z Witebska odbyła się w moskiewskim Muzeum Puszkina w 1987 roku, nie zaś, jak podaje, cztery lata później. Wiem, bo ją widziałam. Po protekcji, jako że wejście na wystawę wymagało stania w kilkugodzinnej kolejce. A w salach – łamanie kości, żeby dopchać się do najgłośniejszych arcydzieł. Podobnie z innymi chagallowskimi prezentacjami – zawsze i wszędzie odnoszą frekwencyjny sukces.
Znawcy sztuki krzywią się na późniejsze dokonania artysty, ale publiczność darzy go bezkrytycznym uwielbieniem. Dlaczego? To malarstwo ogromnie efektowne, od dawna spopularyzowane. Wiadomo, czego się spodziewać. Ciekawe jednak, dlaczego Chagall – bez wątpienia ogromny talent i twórcza osobowość – z maniackim uporem do końca życia powracał do młodzieńczych koncepcji. Jakby nie chciał się rozwijać.
Chagall od najwcześniejszych lat starał się przełożyć na sztukę filozofię i język chasydów