Jeszcze nigdy PRL nie miał tak wysokich notowań na artystycznej niwie jak obecnie. W mijającym roku posypały się prezentacje przywołujące minioną epokę – za pomocą fotografii, obrazów (to za sprawą młodych pędzli), designu. Modny temat podchwyciło Muzeum Karykatury.
Chwała mu za "Sma(cz)ki i zapachy PRL"! To kawał rysowanej historii. Dokument równie wymowny, co fotoreportaże z tamtych lat. Ponad 300 prac, w których odzwierciedlały się ideowe fałsze, absurdy bytowe i zdrowe reakcje obywateli. Prace pogrupowane na przekór chronologii. Na parterze – zoom na władze, od Bieruta do Wałęsy.
W latach 50. śruba cenzury była ostro przykręcona. Nawet karykatura służyła propagandzie. Krew się burzy na widok rysunku Eryka Lipińskiego, którego bohaterami są generał Anders i hitlerowcy, popijający w barze obsługiwanym przez Churchilla (1949). Albo patrząc na scenkę autorstwa Mai Berezowskiej: rodacy przy stole uginającym się od wszelkiego jadła, nabijający się z "Głosu Ameryki" szerzącego pogłoski o głodzie w Polsce (1951). Im większe nazwisko, tym większy blamaż…
Prawdę mówiąc, lata "Solidarności" także nie zaowocowały bogatym humorystycznie plonem. Rysownicy zbyt wyraźnie sympatyzowali z przywódcami ruchu. Jak zwykle w sedno trafił Szymon Kobyliński. Oto młoda para w urzędzie stanu cywilnego. "A więc chcecie, żeby wasz związek był niezależny i samorządny?", pyta mistrz ceremo-nii. Jacek Frankowski również odbrązowił solidarnościowców. Rok 1980, stocznia, obrady z Lechem trwają. Z tłumu wyrywa się ktoś odważny: "I odebrać dyrekcji cocacolę!", postuluje.
W dolnej salce umieszczone zostały prace dedykowane lu-dowym masom. Bynajmniej nie szarym, barwnym i z wigo-rem. Słynne warszawskie ciu-chy wzięła na warsztat HaGa. Klientka pyta handlarkę o powody, dla których sweterek taki drogi. Okazuje się, że doszła marża za… strach. Moją ulubioną postacią jest "mleczna rzeka (która zbliża się do miasta)" Andrzeja Krauzego – babina ledwo dysząca z wysiłku, obładowana bańkami pełnymi białego płynu. Największą popularnością cieszyły się napoje wysokoprocentowe. Nawalony obywatel – to był satyryczny pewniak. "A co, już nie można wypić za zdrowie mamusi?", odszczekuje pijaczyna przedstawicielowi władzy. Ma alibi: jest Dzień Matki.