Czeczot tym się chlubi, że rysuje, jak nikt nie lubi

Rewelacyjna książka naszego najostrzejszego satyryka. "Album przedśmiertny" to wybór arcydzieł Czeczota połączony z jego autobiografią w rysunkach i anegdotach

Publikacja: 14.06.2009 01:01

Czeczot tym się chlubi, że rysuje, jak nikt nie lubi

Foto: Materiały Promocyjne

Podczas fety na 80. urodziny Kazimierza Kutza na scenie Teatru Buffo pojawił się Andrzej Czeczot z laurką. Obrazek sprośno-dowcipny, czyli typowy dla autora i trafiający w upodobania jubilata.

[srodtytul]Twardziel dokopuje [/srodtytul]

Panowie znają się jak łyse konie z kopalni węgla kamiennego (podpowiadam: aluzja do powieści Gustawa Morcinka), pamiętają wybuch drugiej wojny i inne kataklizmy, także osobiste. Obaj mają też doświadczenie z… siedzeniem. Podczas jubileuszu powspominali wydarzenie z dzisiejszej perspektywy absurdalno-komiczne, ale w czasach, gdy się działo, czyli 33 lata temu, bynajmniej nie zabawne. Mianowicie Czeczota pozwał do sądu Ryszard Filipski, pierwszy twardziel polskiego kina. Poczuł się osobiście dotknięty rysunkiem satyrycznym zamieszczonym na łamach tygodnika „Literatura” (Czeczot miał tam stałą rubrykę).

Fakt, satyryk, podobnie jak większość „normalnych” ludzi, nie darzył sympatią aktora-dyrektora Teatru Ludowego w Nowej Hucie za flirt z komuną. No i odbył się groteskowy proces, w którym Kazimierz Kutz odegrał rolę świadka ze strony oskarżenia, obok Jonasza Kofty, choć obaj trzymali stronę... oskarżonego. Jakże żałuję, że nie widziałam tego spektaklu! Pewnie był lepszy niż kabaret.

Słynne dzieło można obejrzeć w „Albumie przedśmiertnym”. Na stole wóda, pejcz i korona; obok facet ze spluwą w sękatej, męskiej łapie. Twarz zaczerniona, niewidoczna. I tak można go rozpoznać – po kapeluszu.

Praca okazała się brzemienna w skutki: rysownikowi odebrano rubrykę w „Literaturze”, inwigilowano, szczuto telefonami z pogróżkami, nękano nieustannym legitymowaniem, a pięć lat później, zaraz po ogłoszeniu stanu wojennego, wpakowano do pudła. To kolejna filmowa scena. Późną nocą władza wkracza do mieszkania Czeczotów i wywleka właściciela w samych gaciach. Do suki, i potem hen, do interny.

[srodtytul]Kartoflana kreska [/srodtytul]

Te przypadki zadecydowały o dalszym losie Czeczota. Rok 1982, emigruje do USA. Ma miękkie lądowanie, udaje mu się znaleźć pracę w Nowym Jorku, w dodatku we własnym fachu. Tam, za oceanem, twórczość artysty przeszła transformację. Tęczowa fantazja – oto jak najkrócej można scharakteryzować jego dokonania made in USA. Chyba jednak zmęczyła go ta nieznośna lekkość bytu, bo dziesięć lat temu wrócił, zamieszkał w Warszawie. Nastąpiła kolejna metamorfoza twórcza – połączenie wczesnej czarno-białej fazy z jaskrawą zachodnią paletą.

Tu dochodzimy do sedna: styl Czeczota. Moim zdaniem absolutne mistrzostwo. Już w latach 70., znacznie wcześniej niż jego koledzy – także Andrzeje: Krauze i Dudziński, równie utalentowani i odporni na emigranckie stresy – dookreślił swego bohatera.

To rodak rodem z kartofla. Grzesznik pospolity karłowaty. Nękany chucią bez względu na wiek i aparycję. Odmóżdżony, za to cwany. Hipokryta całym sercem i duszą. Funkcjonujący na wysokoprocentowym dopingu, dopingowany funkcją lub nadzieją na jej zdobycie.

Czeczot charakteryzuje Polaka-rodaka każdą kreską, każdym kadrem. Nie oszczędza go, oj nie. Jest demaskatorski jak Gombrowicz, filozoficzno-komiczny jak Mrożek, jasnowidzący jak Lem. A propos tego ostatniego. W „Albumie...” przypomniana została seria z lat 80., poświęcona „Zidentyfikowanym obiektom latającym”. W krajowym wydaniu.

Oto chłop i baba skądś wracają, triumfalnie unosząc okrwawione grabie. Podpis: „Koniec ufoka”. Albo taka scena: facet o facjacie przygłupa siedzi przy stole z flaszką. Godzina 15 – pije,16.30 – to samo, godzina 23 – nadal to samo. I tak dookoła blatu, jak wskazówki zegara. Podpis: „Józef D. w pętli czasu”.

[srodtytul]Droga przez konfesjonał [/srodtytul]

To niejedyna pułapka, w jaką wpada nadwiślański pokrak (pozdrowienia od Pokraka Andrzeja Dudzińskiego). Równie niebezpieczne są pęta tradycji. Polski kompleks jako cnota. Z jednej strony – sztandary i mania wielkości, z drugiej – poczucie krzywdy i wredne intrygi. Wielkość, która daje przyzwolenie na małość.

Zmiana ustroju niczego w ludziach nie zmieniła – dowodzi Czeczot. Od partii do kościoła prowadzi krótsza droga, niż się wydawało. Satyryk jest zaprzysięgłym antyklerykałem, co nie znaczy – obrazoburcą. Rozdaje ciosy tym, którym się należy. Słusznie, Molier też gromił świętoszków.

Za jeden z bardziej udanych uważam rysunek przedstawiający… puste łóżko (choć być może ktoś ukrywa się pod kołdrą). W nogach obiektu – konfesjonał. Żeby zaraz po akcie pozbyć się brzemienia grzechu i nie zmęczyć się.

Tu słowo o koncepcji albumu. Prace – a jest ich około 300 – układają się w cykle tematyczne, bez chronologii. Autor ich nie datuje, można tylko się domyślać, kiedy powstały. W większości przypadków to bez znaczenia – są wciąż aktualne. Jak bajki. Czeczot zinterpretował te najsłynniejsze. Moja ulubiona historia w ujęciu A.Cz. to Czerwony Kapturek: w łóżku biesiaduje wesoły trójkąt – Kapturek, leśniczy, babcia; pod łóżkiem – skóra z wilka.

Kolejny ponadczasowy motyw: seks. Artysta znany jest z dosadności, aż po granice obrzydlistwa. Ale z jakim wdziękiem to podaje! Na początku lat 80. odkrył dla satyry ludowe makatki. Takie opatrzone sentencjami, wieszane w kuchni przed schludne gospodynie. Zaczął imitować makatki (podobno do haftowania wykorzystywał kobiety), troszkę zmieniając wzory. Nieodmiennie śmieszy mnie pouczenie „Dobra żona tym się chlubi, że gotuje jak mąż lubi” – i serwuje obiad z gołą d...

Bo Eros dopada wszystkich – anioły i diabły, filozofów i prostaczków; nie oszczędza dziatwy ani starców. „Sssseks”, syczy sztuczna szczęka w szklance. Oczywiście, na rysunku Czeczota. Ech, chciałaby dusza do raju... No właśnie – jak tam jest? Autor „Albumu przedśmiertnego” nie ma wątpliwości. To miejsce, gdzie nie obowiązuje zakaz palenia. Nawet pod rajską jabłonką.

[ramka]Andrzej Czeczot

Album przedśmiertny

Wyd. Iskry,

Podczas fety na 80. urodziny Kazimierza Kutza na scenie Teatru Buffo pojawił się Andrzej Czeczot z laurką. Obrazek sprośno-dowcipny, czyli typowy dla autora i trafiający w upodobania jubilata.

[srodtytul]Twardziel dokopuje [/srodtytul]

Pozostało 97% artykułu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl