Dwie największe miłości

Galeria wschodnia

Publikacja: 12.05.2010 03:34

Ludomir Slendziński, Portret żony na tle Wilna, 1966 r. (fot. Galeria im. Slendzińskich w Białymstok

Ludomir Slendziński, Portret żony na tle Wilna, 1966 r. (fot. Galeria im. Slendzińskich w Białymstoku)

Foto: Rzeczpospolita

Ten typ malarstwa na kilkadziesiąt lat stracił popularność – teraz wraca na nie moda. Chodzi o sztukę XX-wieczną stylizowaną na dawne epoki, zwłaszcza na wczesny renesans. Realizm przedstawień idzie w parze z ich walorami dekoracyjnymi, psychologiczna prawda wizerunków – z chłodnym wyrafinowaniem kompozycji. Taka była twórczość Ludomira Slendzińskiego.

Najwybitniejszy przedstawiciel wileńskiego środowiska czasów międzywojnia rzadko używał płótna jako podobrazia. Najchętniej malował na desce, tekturze, gipsowej płytce. Twarde, nieelastyczne podłoże było mu niezbędne do złoceń, srebrzeń i rytów. Bo Ludomir Slendziński nie tylko malował iluzję przestrzeni, ale także imitował reliefami głębię. Fan włoskiego quattrocenta (sztuka XV wieku), starał się przywrócić współczesnemu malarstwu niegdysiejszą warsztatową perfekcję. Malował w konwencji neoklasycznej, kładąc nacisk na wycyzelowany rysunek i kompozycyjny ład. Często wzorem dawnych mistrzów za plecami modela/modelki umieszczał pejzaż.

Za młodu fascynowały go Włochy i tamtejsze zabytki. Z czasem górę wzięły sentymenty do rodzinnego miasta. Na starość, kiedy od dziesięcioleci był zakorzeniony w Krakowie, ideałem krajobrazu stały się dlań panoramy Wilna. Na podobiznach własnych bądź żony umieszczał widoki z tego raju utraconego. Ciekawie jest porównać konterfekty małżonki Ireny z dwóch epok: z połowy lat 20., a więc z czasów, kiedy triumfował styl art déco (w polskim wydaniu reprezentowany przez rytmistów, na Wileńszczyźnie – przez neoklasycystów), i z połowy lat 60., gdy królowało abstrakcyjne malarstwo gestu. Slendziński jakby nie zauważył upływu 40 lat! Ba, dla jego żony czas również się zatrzymał. Niemal nie zmieniła się zewnętrznie, a jak wolno mniemać na podstawie obrazu – także wewnętrznie.

Pan Ludomir sugeruje to ustawieniem modelki, niemal identycznym na obydwu obrazach. A także wyrazem inteligentnej twarzy, też niezmiennym. No i gładkością oblicza… Młoda (ciągle młoda!) kobieta o zdecydowanych rysach twarzy, wydatnym nosie i przenikliwym spojrzeniu niebieskich oczu stoi w takiej samej pozie – głowa skręcona w prawo, w lewej ręce książka, prawa dłoń na wysokości talii. Arystokratyczne dłonie o długich, zbyt nerwowych palcach nie potrafią cierpliwie pozować – na obu portretach zdają się w nieustannym ruchu. Głód wiedzy potwierdzają książki – atrybuty damy.

W obydwu przypadkach odziana jest z wysmakowaną elegancją – modnie, lecz z indywidualnym akcentem. W późnym wizerunku niezależność od powszechnej tendencji ubraniowej jest znacznie wyraźniejsza: w 1966 r. żadna młoda kobieta nie włożyłaby „babcinej” kombinacji – białej bluzki zwieńczonej czarną aksamitką i żakietu o męskim kroju. Na obrazie z 1925 r. pani Irena nosi kapelusz hełm, nieodzowny element ówczesnego damskiego stroju. Czterdzieści lat potem włożyła beret. Zauważmy: obydwa nakrycia głowy są czerwone, z charakterem. Oj, pani Slendzińska z pewnością nie należała do cichych, pokornych żoneczek!

Nie mniej wymowne są zmiany tła za jej plecami. Rzymskie Forum Romanum i drobne postaci w renesansowych kostiumach zastąpiła panorama wileńska. Rozległe wzgórza porośnięte bujną zielenią, klasycystyczne domy, przy lewej krawędzi – kościelna dzwonnica. A wszystko to zasnute błękitną mgiełką wspomnień… Pięknie malarz pokazał dwie największe miłości swojego życia – miasto i kobietę.

[ramka][srodtytul]Ludomir Slendziński (1889 – 1980)[/srodtytul]

Twórca tzw. klasycyzmu wileńskiego. Urodzony w Wilnie, do końca II wojny związany z tym miastem. Malarstwa uczył się przed rewolucją w petersburskiej akademii, m.in. u artysty Pietrowa-Wodkina, który zaraził go szacunkiem do klasyki, realistycznego rysunku i starannego modelunku postaci. Do Wilna wrócił w 1920 r., inicjując tam powstanie Wileńskiego Towarzystwa Artystów Plastyków. Od 1925 r. był profesorem malarstwa monumentalnego na Wydziale Sztuk Pięknych uniwersytetu wileńskiego; w 1929 r. został profesorem nadzwyczajnym, a dekadę potem – zwyczajnym; był też dziekanem uczelni. W latach 20. często udawał się w długie podróże: do Francji i Włoch (1923 – 1925), na Bliski Wschód, do Afryki, Grecji i Hiszpanii (1927 – 1929). W czasie wojny ukrywał się w majątku Matusewiczów, za pomoc odwdzięczając się pięknym portretem pani domu. Po wyzwoleniu osiadł w Krakowie. Został profesorem rysunku na Wydziale Architektury tamtejszej politechniki (1945 – 1960). Współzałożyciel warszawskiego Instytutu Propagandy Sztuki (IPS), kilkakrotnie wystawiał w tym miejscu. Stołeczne Muzeum Narodowe urządziło mu retrospektywę jeszcze za życia, w 1973 r.[/ramka]

[i]Monika Małkowska, krytyk artystyczny „Rzeczpospolitej”

[mail=m.malkowska@rp.pl]m.malkowska@rp.pl[/mail][/i]

Ten typ malarstwa na kilkadziesiąt lat stracił popularność – teraz wraca na nie moda. Chodzi o sztukę XX-wieczną stylizowaną na dawne epoki, zwłaszcza na wczesny renesans. Realizm przedstawień idzie w parze z ich walorami dekoracyjnymi, psychologiczna prawda wizerunków – z chłodnym wyrafinowaniem kompozycji. Taka była twórczość Ludomira Slendzińskiego.

Najwybitniejszy przedstawiciel wileńskiego środowiska czasów międzywojnia rzadko używał płótna jako podobrazia. Najchętniej malował na desce, tekturze, gipsowej płytce. Twarde, nieelastyczne podłoże było mu niezbędne do złoceń, srebrzeń i rytów. Bo Ludomir Slendziński nie tylko malował iluzję przestrzeni, ale także imitował reliefami głębię. Fan włoskiego quattrocenta (sztuka XV wieku), starał się przywrócić współczesnemu malarstwu niegdysiejszą warsztatową perfekcję. Malował w konwencji neoklasycznej, kładąc nacisk na wycyzelowany rysunek i kompozycyjny ład. Często wzorem dawnych mistrzów za plecami modela/modelki umieszczał pejzaż.

Pozostało 80% artykułu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl