Dookoła podwórca – przeszklone parterowe pomieszczenia o wnętrzach widocznych jak na dłoni (w tym – gabinet dyrektorki i sale czasowych ekspozycji). Także do wglądu biblioteka Mieczysława Porębskiego – pokój wyposażony w księgozbiór, biurko i dzieła sztuki, jakie profesor miał w swym otoczeniu (wieszał to, co dostawał od przyjaciół, więc Nowosielski sąsiaduje z Jaremianką, Kantorem, Brzozowskim, Makowskim). Penetracja woluminów będzie przywilejem nielicznych.
Obok rzeczywistych tomów – półki z książkami sfotografowanymi przez Maurycego Gomulickiego. Na ich tle wdzięczą się półnagie, odziane w bikini dziewczyny. Maniaczki trudnych lektur – podobnie jak autor, który w ten sposób dowodzi, że nie ma kolizji pomiędzy pożądaniem cielesnym a potrzebą intelektualną. Cykl "Bibliophilia" to przedsmak tego, co przygotowano na inaugurację muzeum.
Clou na otwarcie to ekspozycja "Historia w sztuce". Do udziału zaproszono symboliczną liczbę twórców – 44. Już od wejścia wiadomo, że będzie to przeszłość potraktowana ironicznie, bez martyrologicznego sosu. Hasło do wymarszu wstecz daje praca Grzegorza Klamana "Kunst macht frei": parodia sloganu zwieńczającego bramę do obozu zagłady w Auschwitz. W wydaniu Klamana kuty w metalu napis wije się jak w wesołym miasteczku, mrugając wesoło lampkami.
Vis a vis wejścia kolejny cios zadany sentymentom: "Klęska wrześniowa", assemblage Tadeusza Kantora. Zmasakrowana, zdestruowana postać żołnierza rozpiętego na krzyżu; pod obrazem – leżący na podłodze prawdziwy karabin. W perspektywie "Pozytywy" Zbigniewa Libery, czyli dramatyczne zdjęcia prasowe, przenicowane na optymizm. Nieopodal kolejna "historyczna" prowokacja. Sławomir Sierakowski nawołuje z ekranu Żydów do powrotu do Polski (wideo Yael Bartany, tegorocznej reprezentantki Polski na weneckim biennale). Tuż obok "Remake", animowane obrazki węgierskiego autora Csaby Nemesa opowiadające o roku 1956. Potem kpina z "Bitwy pod Grunwaldem" Matejki w wersji Edwarda Krasińskiego (czarno-biała fotografia dzieła w skali 1:1, w niej wmontowane drzwi, za którymi stoi... pełnowymiarowy Krasiński, ujęty en face na zdjęciu). W podobnie absurdalnym duchu utrzymane są filmowe żarty izraelskiego twórcy Boaza Arada. Ten zabawił się z zarostem przemawiającego Hitlera – słynny wąs to pojawia się, to znika, to rozrasta w brodę...
Za celny komentarz do prześmiewczego zestawu uważam instalację Jarosława Kozłowskiego – tarcza zegarowa ułożona z 12 ściennych zegarów.
Największym zaskoczeniem jest rozprzestrzenianie się muzeum w podziemiach. Tak jak górne sale poziom –1 wydaje się znacznie większy niż budynki widoczne z zewnątrz. Znów brawo dla projektanta: nowoczesny, surowo-betonowy wystrój stanowi znakomite tło dla różnorodnych stylistycznie prac. Tych jednak nie jest zbyt wiele, zaledwie 50 obiektów. Instytucja nie miała pieniędzy na zakupy, mimo to pokazano całkiem przyzwoity zestaw. Bo artystom zależy. Na miły gest zdobył się m.in. Edward Dwurnik, który pokrył ściany niedużej salki malowidłem przedstawiającym zasłużonych krakowiaków. Najłatwiej rozpoznać Piotra Skrzyneckiego i Zbigniewa Wodeckiego. No i Marię Annę Potocką, królującą w centrum panneau.