Obecnie można ją oglądać w nowej przestrzeni i aranżacji. Ekspozycja rozpoczyna się od dzieł Witkacego i sztuki okresu I wojny, a kończy pracami Katarzyny Kozyry, Mirosława Bałki, Krzysztofa Bednarskiego, Izabelli Gustowskiej. Dominuje malarstwo i rzeźba; są też fotografie, rysunki, szkło i ceramika. Remont poddasza trwał półtora roku i kosztował ponad 13 mln zł. Muzeum sfinansowało go m.in. z funduszy unijnych i dotacji Ministerstwa Kultury. Na odnowionym strychu zyskało 3 tys. mkw. dodatkowej powierzchni wystawienniczej. Przeniesiono tu galerię sztuki współczesnej, która wcześniej tłoczyła się na kilkakrotnie mniejszej przestrzeni.

Ogniwa sztuki

Architektura galerii jest niekonwencjonalna. Ściany wspierają belkowania przypominające abstrakcyjne rzeźby. Ich zróżnicowany rytm nadaje niepowtarzalny klimat, ale stwarza też aranżacyjne problemy. Dzieli przestrzeń, rozbijając ciągłość narracji. Przeszkody niespodziewanie udało się zamienić w atuty. – To było jak tworzenie scenografii w teatrze, musieliśmy bezkolizyjnie połączyć sztukę współczesną z architekturą – tłumaczy Mariusz Hermansdorfer, dyrektor wrocławskiego muzeum. Główny układ ekspozycji jest chronologiczny, co najłatwiej prześledzić na przykładzie malarstwa. Wędrujemy od koloryzmu Jana Cybisa, przez geometryczną abstrakcję Henryka Stażewskiego czy Stefana Gierowskiego, awangardowe eksperymenty Grupy Krakowskiej, malarstwo materii Jana Lebensteina do różnych odmian figuracji Andrzeja Wróblewskiego, Jerzego Nowosielskiego, Edwarda Dwurnika. Jednocześnie wybitni twórcy mają wyodrębnione enklawy na własne pokazy. „Minigalerie" tworzą ogniwa narracyjnego łańcucha.

Parasole i sztandary

Największą przestrzeń oddano do dyspozycji Magdaleny Abakanowicz. Nic dziwnego, Wrocław chlubi się potężnym zbiorem jej prac. Pod ścianami stoją i siedzą bezgłowe postacie z jutowego worka, przypominające o przemijalność ludzkiej egzystencji. Osobny rząd tworzą totemiczne „Anonimowe głowy". Potężny, okuty w metal pień drzewa z cyklu „Gry wojenne" kryje pacyfistyczne wezwanie. Narożnik rozświetla żółty gigantyczny abakan. Sąsiadujące z sobą dzieła Józefa Szajny, Tadeusza Kantora i Władysława Hasiora przypominają teatralne rekwizyty. Figury Szajny – okaleczone kobiece torsy, partyzant, inwalida na wózku – są symbolami wojny. Kolażowe obrazy i sztandary Hasiora oraz płótna z połamanymi parasolami Kantora to z kolei eksperymenty z pogranicza różnych dyscyplin. Niekiedy wydzieloną przestrzeń zajmują pojedyncze dzieła. Np. fotografie Romana Opałki przywołujące obsesyjne zmagania artysty z przemijaniem. Opałka do końca życia nie tylko zapełniał płótna coraz bardziej wtapiającymi się w tło cyframi, ale też dzień po dniu utrwalał na zdjęciach zmiany na swojej twarzy. Z innej części galerii „wyrastają", czy może zapadają się w podłogę szare postacie ze słynnej instalacji Jerzego Kaliny „Przejście, czyli pomnik anonimowego Przechodnia". W latach 70. artysta pokazywał ją na skrzyżowaniu ulic Świętokrzyskiej i Mazowieckiej w Warszawie. – Stawiamy na bardzo dobre prace, wybrane z naszej kolekcji liczącej ponad 20 tys. dzieł – mówi Mariusz Hermansdorfer. Autorska wystawa eksponuje sztukę metaforyczną o dużym ładunku emocji i ekspresji. To odróżnia ją od prezentacji np. łódzkiego Muzeum Sztuki, którą rządzi racjonalizm. Wkrótce Muzeum Narodowe we Wrocławiu rozpocznie rewaloryzację Pawilonu Czterech Kopuł w sąsiedztwie Hali Stulecia. W 2014 roku zamierza otworzyć tam kolejną przestrzeń dla współczesnej sztuki.

18 września po wystawie we Wrocławiu oprowadzają kuratorzy (wstęp wolny). W programie tego dnia są także wykłady: „Współczesne szkło i ceramika" Barbary Banaś (godz. 13 i 15), „Obraz człowieka w sztuce współczesnej" – Sławomira Ortyla (godz. 14), „Tworzywo w polskiej sztuce współczesnej" Grzegorza Wojturskiego (godz. 16)