Wystawę otwierają dwie instalacje site-specific Prajakty Potnisa. Obie dość dyskretnie wtapiają się w klatkę schodową Zachęty. „Dzwoniąc z daleka" oplata ozdobne latarnie przy schodach siecią ładowarek – każdy, kto miał w podroży kłopoty z naładowaniem telefonu czy znalezieniem w walizce ładowarki, z łatwością ją zrozumie. Druga to biała falbana biegnąca wokół ścian klatki schodowej „Pałacu Sztuk".
Zabawnie łagodzi ona i zarazem podkreśla pompatyczność wnętrza. Dobrze znana architektura Zachęty stała się już dla stałych odbiorców przezroczysta i neutralna – Potnis na nowo wydobył ją wraz z jej historycznym kontekstem. Falbana ta kojarzy mi się też z epoką wiktoriańską (wtedy właśnie nad imperium brytyjskim słońce nigdy nie zachodziło), kiedy to nawet nóżki kredensów przysłaniano w podobny sposób, by nie przywodziły niepożądanych skojarzeń. Biała falbana nie bez kozery zatem symbolizuje w Indiach brytyjskie wpływy...
Kurtyna w górę
Jakie jednak skojarzenia ja mam odrzucić? Co w sobie ocenzurować? Co należy ukryć? Potnis specjalizuje się w takich drobnych interwencjach w przestrzeni wystawienniczej. Odnoszę wrażenie, że falbana bierze trochę w nawias całą wystawę. A może to tylko kurtyna, a właściwie kurtynka, za którą rozpoczyna się właściwy spektakl? Bałam się zajrzeć za tę zasłonę... Szłam na wystawę „Pokolenie przemiany. Nowa sztuka z Indii" ze złym nastawieniem. Co jakiś czas wybucha w kręgu sztuki moda na jakiś region – czy jest to Kaukaz, Skandynawia czy Polska – wypada poświęcić tej właśnie części świata uwagę. Przyznam szczerze, że tego typu wystawy – związane raczej kluczem narodowym czy geograficznym niż problemowym – mało mnie interesowały. Ich konstrukcja z góry skazuje nas na patrzenie przez pryzmat egzotyki lub bezwiedne rozczarowanie jej brakiem – przecież współcześni artyści korzystają z tych samych mediów, odnoszą się do podobnych problemów, sięgają po zbliżone strategie artystyczne. Oba sposoby odbioru wpychają nas w „postkolonialne buty".