Artur Żmijewski w roli kuratora (ze wspomaganiem Joanny Warszy) zapowiadał, że będzie to Biennale inne od dotychczasowych. Kiedy zaś do kuratorskiego ciała dokooptowano czteroosobowy rosyjski zespół Voina, stało się jasne, że atmosfera będzie bojowa. U podstaw leży problem dotyczący całej kultury. Zdaniem organizatorów – zagrożonej.
Główna wystawa mieści się KW, czyli Kunst-Werke przy Auguststrasse, czteropiętrowy budynek z rozległymi pomieszczeniami ekspozycyjnymi. Już od wejścia wiadomo, w jaką stronę ciągną organizatorzy Biennale.
Ściany na parterze pokrywają graffiti, szablony, porwane papiery z tekstami pełnymi zaczepnych treści. Kilka stopni poniżej – wielka hala, w niej ustawione ławki, stołki, półki z książkami, walające się drobne przedmioty. Jak po przejściu tornado. Nad tym pobojowiskiem baner z informacją: „To nie jest nasze muzeum, to wasza przestrzeń akcji".
Idę na górę, starając się nie ocierać o ściany, na których wiszą rysunki Białorusinki Mariny Napruszkiny, a raczej mapy sytuacyjno-symboliczne. Ilustrują obecne położenie twórców, odbiorców, establishmentu.
Pierwsze piętro – wita mnie Jezus. Dwumetrowa biała postać ze styropianu rozkłada ramiona zapraszającym gestem. Obok – wideo Józefiny Chętko, dokumentujące prace przy ustawianiu największej na świecie figury Chrystusa w Świebodzinie. Przy wejściu – stanowisko przypominające walki Palestyńczyków o odzyskanie ziemi.