Plakat zapowiadający wystawę „Ojciec" ma coś z konwencji komiksu. Mężczyzna namalowany jest samym konturem postaci. Pociągnięcia pędzlem - gwałtowne, schematyczne. Już w warszawskiej Fundacji Galerii Foksal widać, że był to szkic, wcześniejsza wersja obrazu. Teraz jest wypełniony farbą. Pozornie niechlujnie, nonszalancko. Na dodatek dwie plamy farby rozlanej wprost na twarz sprawiają, że można potraktować go jako nieukończony.
11 lat temu Wilhelm Sasnal wydał autobiograficzny komiks „Życie codzienne w Polsce w latach 1999 - 2001". Z książki wyłaniał się obraz młodego malarza balansującego na krawędzi nędzy i zadającego sobie pytanie, czy nie będzie musiał porzucić sztuki, by utrzymać rodzinę. Dziś wystawia w najlepszych galeriach Europy, cieszy się zasłużoną opinią gwiazdy nowej sztuki i raczej nie powinien się obawiać, że życie zmusi go do rezygnacji z malowania.
Po drodze zrobił wiele, by kojarzono go jako twórcę zaangażowanego w debatę o historii i polityce. Malował pod wpływem wydarzeń - dziewczynę wpatrzoną w resztki domu po przejściu tsunami. Serię obrazów „Maus" traktował jako głos w dyskusji o polskim antysemityzmie. o „Sąsiadach" Grossa
Oglądając najnowszą wystawę nie sposób nie zauważyć, że Sasnal odszedł i od schematyczności tamtych obrazów, i od rozliczeniowych tematów. Wzruszający, pełen ciepła widok matki z dzieckiem leżących na łóżku. Ogryziony kawałek arbuza. Chlew z zaparkowaną obok betoniarką, niczym migawka z podróży, widziana z okna samochodu na polskiej prowincji.
Kiedy już chce się go sklasyfikować jako malarza małego realizmu, pokazuje jego przeciwieństwo. Jeden z obrazów przedstawia monumentalny socrealistyczny pomnik postaci siedzącej w parku, której czarna figura w procesie malowania została „obgryziona".