– W Londynie sztuka polska jest znana. Przecież Mirosław Bałka dwa lata temu wystawiał w Hali Turbin, a Wilhelm Sasnal w zeszłym roku w Whitechapel. Ale są chyba młodsi? My chcemy pokazywać publiczności nowe nazwiska i zjawiska – mówi Capucine Perrot, brytyjska kuratorka pokazu Anny Molskiej (rocznik 1983).
I zaraz potem podkreśla, że Tate Modern to moloch. Tu organizowane są wielkie wystawy, przygotowywane przez trzy lata, a czasami nawet pięć. Ta instytucja działa trochę poza czasem, stąd pomysł na „Stage and Twist", by pokazać właśnie to, co dziś robią artyści.
Londyńskie muzeum zaprosiło do współpracy Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
– Zastanawialiśmy się, co wybrać – przyznaje współkuratorka pokazu Magda Lipska. – Sztuka, która powstaje w Londynie, jest formalna, chłodna. Ludzie na Zachodzie uważają, że sztuka ze Wschodu jest niezwykle emocjonalna, kojarzy im się z rozdzieraniem szat. Chcieliśmy udowodnić, że artyści z tej części Europy potrafią opowiadać o współczesności językiem wyrafinowanym i oszczędnym.
Tak powstała wspólna wystawa Anny Molskiej i rumuńskiego artysty Cipriana Muresana. Wchodzi się najpierw na jego pracę „Choose" (Wybór). Kilkuletni chłopiec siedzi przy kuchennym stole: cerata, marmurkowa terakota odsyłają do biedniejszej części Europy. Przed nim puszka coca-coli i pepsi. Co wybierze? Nalewa do szklanki najpierw jedno, potem drugie i wypija duszkiem.
Tuż za tym krótkim filmem wideo grupa mężczyzn buduje trójkątne rusztowanie. Znów nie mamy wątpliwości, że jesteśmy w Europie Wschodniej: zużyte kufajki, zmęczone twarze, podły traktor, błoto.
– Kiedy byłam na stypendium w Orońsku, wynajęłam okolicznych robotników i stworzyłam rodzaj repliki „Męskiej piramidy" Aleksandra Rodczenki z 1936 roku, propagandowej apoteozy pracy, kolektywności – mówi Molska. – U niego robotnicy są młodzi, piękni, półnadzy, jak socrealistyczne rzeźby, a jednocześnie pozostają anonimowi.