Oprotestowany przez załogę i gremia ludzi kultury Jerzy Miziołek pozostaje na stanowisku. Obecny na otwarciu wystawy minister kultury Piotr Gliński dystansował się jednak wyraźnie wobec gospodarza, rezygnując nie tylko z oficjalnego wystąpienia, ale także z przydzielonego mu honorowego miejsca przy dyr. Miziołku. Minister usiadł na skraju środkowego rzędu obok prof. Bartosza Korzeniewskiego, współtwórcy otwieranej wystawy.
Wskazuje to, że dyr. Miziołek, mimo deklaracji złożonej kilka godzin wcześniej na konferencji prasowej poprzedzającej wernisaż, a powiedział, że nie poda się do dymisji – nie może liczyć na dalszą pobłażliwość Ministerstwa Kultury w sprawie kontrowersyjnych działań podejmowanych przez siebie w Narodowym, a być może jego godziny w tej instytucji są policzone.
Na wczorajszej konferencji prasowej dyr. Miziołek nie chciał odpowiedzieć na pytanie, jak zamierza odpowiedzieć na wystosowane do niego 27 czerwca żądanie podania się do dymisji, które podpisały wszystkie gremia Muzeum – od kuratorów poprzez Radę Pracowniczą na związkach zawodowych skończywszy.
Deklarował za to pokaz dzieł Rembrandta i Breughla oraz” „świętowanie 500-lecia odejścia Rafaela Santi do wieczności – to będzie trzymiesięczne wydarzenie, które będzie miało różne fazy”.
Na pytanie, skąd pozyska dzieła Breughla i Rembrandta odpowiedział, że takie, które go zachwyciły, są w Berlinie. Jedyny zaś kłopot – jego zdaniem - polega na tym, że na wypożyczenie obrazów twórców tej klasy potrzebny jest rok, więc czasu jest zbyt mało, by dopełnić formalności.
„Brakło czasu, żebyśmy pokazywali wybitne dzieła tych artystów” – mówił dyr. na konferencji zgodnie z wyznawaną przez siebie zasadą - „albo pokazać teraz kiedy jest rocznica, albo wcale”. Tymczasem wiadomo, że pozyskanie na wystawę dzieł tej klasy wymaga żmudnych zabiegów i niemałych kosztów – przede wszystkim ubezpieczenia.