Różni się od dzisiejszych „celebrytów" nie tylko wiekiem. Przede wszystkim postawą: jest nieprzekupny. Przekonali się o tym decydenci, gdy postawił na swoim w sprawie wystroju drugiej linii warszawskiego metra. Tak samo nie ugiął się pod naciskami amerykańskich marszandów, którzy namawiali go na seryjną „produkcję" obrazów, dzięki którym zyskał sławę. Można pomyśleć – co za brawura! Przybysz zza żelaznej kurtyny – która akurat po odwilży uniosła się nieco, pozwalając artystom na dłuższe, stypendialne pobyty na Zachodzie – ośmiela się odmawiać! Galerystom chodziło o kompozycje z kołami i falami, łudzącym oko pulsowaniem, wibrowaniem, przenikaniem. Fangor osiągał ten fascynujący efekt klasyczną techniką sfumata (rozmycie, zmiękczenie konturów opracowane przez Leonarda da Vinci). Robił to pędzlem i farbą olejną, bez żadnych technicznych nowalijek.
Była połowa lat 60., w modzie op-art, prace Fangora podpadały pod trend, odbiegając od dokonań innych: określono je jako „romantyczne". Bo wyzwalały emocje nieczęste w przypadku sztuki abstrakcyjnej – jakieś niepokoje egzystencjalne, świadomość dobra, piękna, prawdy.
Ale Wojciech Fangor nie pojmował twórczości jako sposobu na zarobkowanie. Miał (i ma nadal) własną wizję sztuki, a tempo tematycznych i stylistycznych zmian dyktuje mu wewnętrzny przymus. Nie chciał zdyskontować niebywałego sukcesu: indywidualnej wystawy w Muzeum Guggenheima (rok 1970). Pierwszy, i jak dotychczas jedyny, Polak, który dostąpił tego zaszczytu.
Z upływem lat mistrz się nie zmienił. Nigdy nie podjął się niczego, co by go nie „kręciło". Stacje metra to wyzwanie! Ale ma być tak, jak on zaplanował. Kompozycja na zlecenie? W życiu, chyba że da mu kopa. Intelektualnego.
Tak się stało i tym razem. Rzeźba czy raczej układ przestrzenny z liter. Coś nowego, pobudzającego. Jednocześnie koncepcja nawiązywała do „Studium przestrzeni" z 1958 roku. To było pionierskie w skali światowej: environment, czyli rodzaj instalacji, która ogarnia widza, zaprasza go do środka. Autorami byli Wojciech Fangor i Stanisław Zamecznik.