Trzeba przyznać, że tak szybkiej dymisji w rządzie, będącej pokłosiem doniesień mediów, dawno nie mieliśmy. Rano Wirtualna Polska opublikowała tekst o tym, jak Bartłomiej Ciążyński, jeden z zastępców Adama Bodnara w resorcie sprawiedliwości, pojechał sobie na wakacje częściowo za pieniądze podatników, a po kilku godzinach oszczędny polityk już się pakował. Oczywiście doceniam natychmiastową reakcję premiera Donalda Tuska, który stwierdził, że „błędy się zdarzają, ale trzeba za nie płacić. Dotyczy to w szczególności ludzi władzy”. Nie mogę jednak przejść do porządku nad sposobem, w jaki Bartłomiej Ciążyński starał się wybrnąć z sytuacji.