Mogłoby się wydawać, że ktoś, kto zadłuża się, wiedząc, że prawdopodobnie nie odda pożyczonych pieniędzy, jest albo lekkomyślny, albo nieuczciwy, albo po prostu głupi. Doświadczenie jednak uczy, że nie warto generalizować i oceniać zbyt pochopnie.
Pana Kazimierza (imię zmienione) poznałem kilka lat temu, po wszczęciu piątego postępowania egzekucyjnego, w którym był dłużnikiem. Nie było z nim problemów, odbierał korespondencję, zajęcie emerytury i rachunku bankowego również odbyło się standardowo. Zastanawiało natomiast tempo, w jakim rosło zadłużenie. Najpierw trzy sprawy z wniosku firm pożyczkowych, potem dwie kolejne z banków. Wszystko w ciągu kilku miesięcy. Kiedy łączne zadłużenie przekroczyło pięćdziesiąt tysięcy złotych, postanowiłem spotkać się z panem Kazimierzem i uświadomić go, że za chwilę mogą pojawić się wnioski o egzekucję z nieruchomości, bo z jego emerytury nie ma szans na spłatę.