Maciej Zaborowski: Czy za każdą fortuną kryje się zbrodnia? A jak jest w Polsce?

W Polsce zdecydowana większość biznesmenów, którzy popełniają przestępstwo, czuje się niesłusznie osądzona.

Publikacja: 23.03.2024 14:06

Maciej Zaborowski: Czy za każdą fortuną kryje się zbrodnia? A jak jest w Polsce?

Foto: Adobe Stock

Całkiem niedawno po powrocie z pracy i położeniu córek spać zrobiliśmy z żoną coś, czego nie robiliśmy już od bardzo dawna, czyli włączyliśmy telewizor. Skacząc po kanałach, szybko natknęliśmy się na program, który nie pozwolił nam odejść sprzed szklanego ekranu przez całe 60 minut. Rekord. Zazwyczaj, jeśli już oglądamy, wytrzymujemy kilka minut. A może bardziej to ja na to nie pozwoliłem, mocno trzymając pilota w ręku. „Nasz” wybór padł na paradokument o realiach życia w polskich więzieniach. Obejrzeliśmy z zapartym tchem trzy odcinki, jeden po drugim.

Czytaj więcej

Z fotela prezesa na więzienną pryczę. Tymczasowe aresztowanie w sprawach gospodarczych

Co jest w głowach białych kołnierzyków?

Wytatuowani od stóp do głów mieszkańcy „polskich Alcatraz” szczegółowo i nie szczędząc widzom pełnej gamy popularnych polskich przekleństw, opisują przed kamerą swoje „życie za kratami”. Program na pewno przeczy tezie znanego językoznawcy profesora Bralczyka, że podstawowych wulgaryzmów w języku polskim jest tylko pięć, ale to zagadnienie na kolejny felieton.

Skazani na wizji opowiadają o swoich kłopotach narkotykowych, uzależnieniu od alkoholu i innych licznych problemach rodzinnych i wychowawczych. Problemach, które sprowadziły ich na drogę przestępstwa i finalnie przed nieuchronne oblicze polskiego wymiaru sprawiedliwości. Większość z tych osób, posiłkując się głosem narratora programu, dopuściła się bardzo brutalnych przestępstw.

Uwagę zwraca fakt, że w programie nie ma prawie w ogóle tzw. białych kołnierzyków. Jakby ci ludzie nie istnieli lub nie popełniali przestępstw. A może ich nie ma dlatego, że są tak mało interesujący dla widza, a ich język, dość hermetyczny i bez wulgaryzmów, jest trudny do zrozumienia dla przeciętnego odbiorcy? A może te osoby celowo nie chcą, żeby świat dowiedział się o tym, że nie prowadzą aktualnie znanej kliniki ortodontycznej lub nie pracują w banku na wysokim stanowisku menedżerskim, bo odbywają właśnie karę trzech lat pozbawienia wolności za poważne oszustwa podatkowe?

Wiele z tych osób przed trafieniem do więzienia wiodło przecież wyjątkowo komfortowe życie w luksusowych domach z dużymi basenami, własnymi jachtami i dziećmi uczącymi się w najdroższych oraz najlepszych uniwersytetach na świecie. Co takiego musiało więc się wydarzyć w ich życiu, że obrali właśnie taką dalszą drogę swojej zawodowej kariery?

Ich wybory dotknęły przecież nie tylko ich samych, ale też ich rodziny, pracowników, inwestorów i ich firmy. A może właśnie nie mieli wyboru i ich działanie oraz zachowanie było konsekwencją czasu i miejsca, w którym przyszło im żyć i pracować?

Czytaj więcej

Maciej Zaborowski: Gdzie ci przestępcy?

Podobne pytania naukowo postawił kilka lat temu profesor Harvard Business School Eugene Soltes. Przeprowadził w swoim badaniu wywiady naukowe z prawie pięćdziesięcioma znanymi skazańcami w tzw. białych kołnierzykach. Odwiedził przy tym takie sławy jak Bernie Madoff, skazany w 2009 r. na 150 lat odsiadki za stworzenie jednej z największych piramid finansowych w historii USA, czy Andrew Fastow – były CFO (dyrektor finansowy) Enronu, czyli spółki, która stała się symbolem oszustwa i korupcji w największych światowych korporacjach. Przed jego badaniami wielu psychologów i kryminologów wskazywało, że przyczynami przejścia na złą ścieżkę kariery „przestępców w garniturach” były m.in. zachłanność, arogancja, ambicja czy życie w ciągłym stresie.

Z badań Soltesa wyłonił się obraz zgoła odmienny. Jego wywiady koncentrowały się w dużej mierze na tym, że ci znani i szanowani przez miliony ludzi menedżerowi i biznesmeni nie czuli, aby komukolwiek wyrządzali jakąkolwiek krzywdę. Ich ofiary często były zbyt daleko od nich samych.

Tak było chociażby z ofiarami piramid finansowych – dla nich to były bezimienne osoby, często wręcz wyłącznie cyfry w sprawozdaniach finansowych. Co więcej, wielu z tych biznesmenów uważało, że oszukując oraz fałszując wyniki swoich firm, tak naprawdę im pomagają i postępują absolutnie słusznie. Niektórzy byli wręcz głęboko przekonani, że tego się od nich właśnie wymagało i takie były oczekiwania globalnych inwestorów oraz najbliższego otoczenia. Osoby te jednak w większości finalnie uznawały, że popełniły błąd i muszą go odpokutować.

Siedzę za niewinność

Podobnej natury pytania co Soltes postawiłem sobie w zakresie polskich białych kołnierzyków. Odpowiedzi jednakże po rozmowach z moimi klientami oraz moje własne przemyślenia były zgoła odmienne od wyników jego badań. Tajemnica obrończa to co prawda rzecz święta, ale myślę, że nie będzie jej złamaniem twierdzenie, że w ponad 90 proc. byli to ludzie, którzy czuli się i czują do dzisiaj absolutnie niewinni oraz niesłusznie skazani. Wina była zawsze po stronie państwa.

Nie jest rzeczą obrońcy oceniać opinie swoich klientów, ale wyjątkowo rzadko po stronie oskarżonego, a później skazanego zachodziła jakakolwiek głębsza refleksja dotycząca jego zachowania i sytuacji, w której się znalazł. Nieelegancko generalizując, powiedziałbym, że w zasadzie im mniejsza kara (w szczególności nieizolacyjna), tym mniejsza była refleksja.

Czytaj więcej

Zarządzanie z „tylnego fotela” nie oznacza braku odpowiedzialności

Oczywiście nasuwa to wiele pytań. Czy jest to zatem specyfika polskiego przestępczego podwórka? Może tylko moich klientów? A może polskie białe kołnierzyki nie dojrzały jeszcze do głębszych przemyśleń? Biorąc pod uwagę, że z oficjalnych danych statystycznych Prokuratury Krajowej wynika, że zaledwie 2 proc. ogółu osądzonych spraw kończy się wyrokiem uniewinniającym, należałoby przyjąć, że albo polski wymiar sprawiedliwości jest taki idealny, albo też błąd ma charakter systemowy i faktycznie liczba niesłusznych skazań białych kołnierzyków jest niebagatelna.

Odpowiedzi na te wszystkie pytania na razie niestety nie znajduję. Wiem jedno, po głębszym zastanowieniu: następnym razem zamiast skazywania siebie i szanownej małżonki na dylematy telewizyjne pójdę poczytać po prostu dobrą biznesową książkę. Atrakcji nie powinno zabraknąć. W końcu i tak, jak pisał Mario Puzo w „Ojcu chrzestnym”, „za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia”.

Autor jest adwokatem i sędzią Trybunału Stanu

Całkiem niedawno po powrocie z pracy i położeniu córek spać zrobiliśmy z żoną coś, czego nie robiliśmy już od bardzo dawna, czyli włączyliśmy telewizor. Skacząc po kanałach, szybko natknęliśmy się na program, który nie pozwolił nam odejść sprzed szklanego ekranu przez całe 60 minut. Rekord. Zazwyczaj, jeśli już oglądamy, wytrzymujemy kilka minut. A może bardziej to ja na to nie pozwoliłem, mocno trzymając pilota w ręku. „Nasz” wybór padł na paradokument o realiach życia w polskich więzieniach. Obejrzeliśmy z zapartym tchem trzy odcinki, jeden po drugim.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rzecz o prawie
Michał Zacharski: Solidna ochrona ofiar gwałtu. Ale nie za cenę niesłusznych skazań
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Króliczek zwany deregulacją
Rzecz o prawie
Marek Domagalski: Uchwała SN może złagodzić frankowe spory
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Andrzej Duda też chciał złagodzić prawo aborcyjne
Rzecz o prawie
Paweł Krekora: Czy na ustawę frankową rzeczywiście jest za późno?