W jednym z portali prawniczych 7 lutego pojawił się wywiad z prof. Stanisławem Waltosiem o chwytliwym tytule „Trzeba odziobrzyć prawo i proces karny”. Zamierzam nie tyle wejść w spór z nestorem polskich procesualistów, postacią pomnikową, pozostającą w znakomitej kondycji intelektualnej, ile zwrócić uwagę, by w zapamiętaniu zmiany lepszej niż „dobra zmiana” nie przesadzić i nie wylać dziecka z kąpielą.
Nie wszystkie bowiem nowelizacje prawa były złe, a niektóre wpisywały się w usprawnienia procesu karnego zapoczątkowane wcześniej, przed ponownym objęciem rządów w Ministerstwie Sprawiedliwości przez Zbigniewa Ziobrę. Słuszne było np. wprowadzenie w 2015 r. w art. 374 k.p.k. uprawnienia, zamiast konieczności wzięcia udziału w rozprawie przez oskarżonego; sąd nie sądzi bowiem przedszkolaków, lecz z reguły dorosłych ludzi. Volenti non fit iniuria… Inna sprawa, że ilość modyfikacji prawa w naszych kodeksach karnych przez ostatnie lata, w tym w ramach tzw. ustaw okołocovidowych, przyjęła jakąś obłędną miarę, w której trudno się połapać nawet najlepszym prawnikom.