Przepisywanie prawa polskiego...
Pierwsze zastrzeżenie może tylko dziwić. Trudno mi uwierzyć, że strasburscy sędziowie wymagali zbadania przez polskich kolegów, czy słowa Dody o tym, że autor Biblii był „napruty winem i palił jakieś zioła”, to stwierdzenie historycznego faktu (poddającego się udowodnieniu) czy też ocena (wymagająca wykazania „dostatecznej podstawy faktycznej”). Olbrzymie znaczenie ma natomiast drugi zarzut. Trybunał uzależnia ochronę osób wierzących od wystąpienia kwalifikowanych okoliczności. Wypowiedź, aby ingerencja w nią stała się uprawniona na mocy konwencji, musiałaby się zatem zawsze łączyć z nienawiścią (religijną) lub prawdopodobieństwem wywołania niepokoju publicznego. Sama obraźliwość wypowiedzi, połączona nawet z brakiem jakiegokolwiek publicznego znaczenia i sprowadzająca się do efekciarskiej sensacyjności, nie wystarcza.
Polskim sędziom stawiany jest więc zarzut niewykazania, że w sprawie Dody zachodziła co najmniej jedna ze wskazanych „szkodliwych okoliczności”. Ale zastrzeżenia są formułowane i wobec treści art. 196 k.k., w którym nie ma odniesień jako warunków zastosowania tego przepisu, do „nienawistnej intencji” lub możliwości naruszenia „pokoju religijnego”. Co więcej, ETPC wskazuje, że aby krajowa perspektywa była zgodna ze strasburską, polskie sądy powinny się posłużyć art. 256 k.k., zabraniającym nawoływania do nienawiści. Takie uwagi są formułowane jednocześnie podczas wyrokowania w sprawie, w której ETPC nieustannie podkreśla, że kwestie związane z rolą religii w poszczególnych krajach Rady Europy oraz potrzebą ochrony praw osób wierzących charakteryzują się „szerokim marginesem swobody ocen”. Przypomnę: w takich sytuacjach strasburska kontrola jest ograniczona i sprowadza się do zbadania, czy „co do zasady” nie doszło do naruszenia konwencji.
Gotów jestem się zgodzić, że istnieją racje, by użycie prawa karnego w przypadkach „wypowiedzi antyreligijnej” zredukować do dwóch wskazanych przez ETPC sytuacji. W pozostałym zakresie dobra osób wierzących chroniłoby prawo cywilne. Taki wybór jest jednak opcją dostępną dla krajowych władz – ustawodawczych i sądowniczych. Strasburski Trybunał nie może przepisywać polskiego prawa.
... i konwencyjnego
W sprawie Dody ETPC dokonuje też bardzo głębokiej zmiany konwencyjnego standardu. Dotyczący swobody wypowiedzi art. 10 konwencji sąsiaduje z art. 9, chroniącym wolność myśli, sumienia i wyznania. Prawa osób wierzących nie są więc jedynie dobrem czy też interesem jednostki uzasadniającym – po spełnieniu kilku konwencyjnych warunków – ingerencję w swobodę wypowiedzi. Mamy do czynienia z równorzędnymi prawami (wolnościami) wpisanymi w tekst konwencji i koniecznością budowana między nimi równowagi. W takim przypadku ponownie staje kwestia szerszego marginesu swobody ocen, bo nie ma jednego krajowego rozwiązania. Tymczasem ETPC czyni ze swobody wypowiedzi cesarza, a wolności religii ledwie książątko. Uprawnienie osób wierzących do niebycia obrażanymi przestaje być elementem art. 9 konwencji, a staje się tylko okolicznością braną pod uwagę jako „prawo innej osoby” w badaniu celowości ingerencji w ramach art. 10. To wyłączenie art. 9 poddali krytyce sędziowie Felici i Ktistakis w zdaniu odrębnym (do uzasadnienia) dołączonym do wyroku.
Wyrok stanowi również bardzo istotne odejście ETPC od jego wcześniejszej linii orzeczniczej. Chroniono w niej uczucia osób wierzących przed (zwłaszcza) niemającymi jakiejkolwiek wartości publicznej wypowiedziami (przede wszystkim wyroki Otto-Preminger Institut p. Austrii oraz Bwoman p. Zjednoczonemu Królestwu). Chociaż zapadały przy licznych zdaniach odrębnych i stanowiły przedmiot krytyki komentatorów, to one stworzyły strasburski standard orzeczniczy. Owszem, ten standard może się zmieniać, konwencję, jest wszak „żyjącym instrumentem”, ale powinno się to dziać poprzez orzeczenia Wielkiej Izby – największego, 17-osobowego składu ETPC.
Możliwość zmiany linii orzeczniczej ETPC musi być dzisiaj łączona z jeszcze jedną ważną okolicznością. Nieco ponad rok temu, 1 sierpnia 2021 r., wszedł w życie Protokół nr 15 do konwencji. Dopisywał on do jej preambuły dwie propaństwowe zasady – subsydiarności i krajowego marginesu swobody ocen. Byłem krytykiem tej zmiany, ale to nie ma znaczenia. Gospodarzami traktatu są państwa, które się nim związały. To abecadło prawa międzynarodowego. Jeśli państwa chciały powstrzymać „kreatywność” ETPC i wprowadziły do tekstu konwencji działające propaństwowo hamulce, strasburscy nie mogą tego ignorować. Jeśli piszą, jak w sprawie Dody, o szerokim marginesie swobody ocen, to ma on takim pozostać.