Ireneusz Cezary Kamiński: Wyrok zwycięski, ale słaby

Wielka Izba Europejskiego Trybunału Praw Człowieka powinna pochylić się nad sprawą Dody.

Publikacja: 04.10.2022 11:16

Dorota Rabczewska

Dorota Rabczewska

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) wydany 15 września w sprawie Dorota „Doda” Rabczewska przeciw Polsce ukazuje nieprzewidywalność strasburskiego orzecznictwa, a tym samym brak czytelnego standardu prawnego służącego do rekonstrukcji obowiązków państwa wynikających z europejskiej konwencji praw człowieka i podstawowych wolności (konwencja). To też jedno z najsłabszych na poziomie użytej argumentacji orzeczeń ETPC.

Biblia bez dinozaurów

Przypomnę fakty. W 2009 r. Doda udzieliła wywiadu portalowi internetowemu „Dziennik”; część rozmowy przedrukował następnie „Super Express”. Piosenkarka powiedziała m.in., że wydarzenia opisane w Biblii nie zostały potwierdzone naukowo, w Świętej Księdze nie ma niczego o dinozaurach, a autorem całości musiał być ktoś „napruty winem i palący jakieś zioła”. Te ostatnie słowa skłoniły dwie osoby do złożenia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Ostatecznie Doda została skazana na grzywnę 5 tys. zł za obrazę uczuć religijnych (art. 196 k.k.). Sprawa trafiła nawet do Trybunału Konstytucyjnego, który w 2015 r. orzekł, że art. 196 k.k. nie narusza polskiej Konstytucji, bo znajduje zastosowanie tylko do wypowiedzi będącej „wyrażeniem pogardy, chęcią poniżenia lub wyszydzenia”, więc szczególnej formy, ale nie zabrania krytyki grupy religijnej oraz jej religijnego credo.

Czytaj więcej

Doda wygrała z Polską w Europejskim Trybunale Praw Człowieka

W ETPC Doda wygrała. Strasburski Trybunał stwierdził złamanie swobody wypowiedzi (art. 10 konwencji). Piosenkarka stała się też bogatsza o 10 tys. euro, przyznane jej tytułem „słusznego zadośćuczynienia za szkodę (krzywdę) niematerialną.

Trybunał w Strasburgu mocno akcentuje w orzecznictwie znaczenie wolności wypowiedzi. Bez niej nie ma demokratycznego społeczeństwa. Artykuł 10 konwencji chroni też wypowiedzi, które obrażają, szokują czy budzą niepokój. Pełna zgoda: słowa grzeczne czy apologetyczne nie potrzebują ochrony; wymagają jej słowa kontrowersyjne.

Strasburskie pryncypia...

Strasburski trybunał wyróżnia kilka typów wypowiedzi. Najmocniej chronione jest zabranie głosu w kwestiach politycznych i sprawach mających publiczne znaczenie. Można wręcz przyjąć, że każda ingerencja dokonana w tym obszarze przez państwo przychodzi do Strasburga ze swoistym domniemaniem naruszenia konwencji. Władze państwowe (sądy) muszą się więc precyzyjnie tłumaczyć, dlaczego ingerencję – która musi być proporcjonalna – uznały za „konieczną w demokratycznym społeczeństwie”.

Jest jeszcze jedno pojęcie wypracowane przez ETPC, kluczowe dla jego orzecznictwa. To „krajowy margines swobody ocen”, określający, jak głęboka i drobiazgowa jest „europejska kontrola” sprawowana przez strasburskich sędziów. Innymi słowy, zakłada się, że w pewnych obszarach i sytuacjach istnieje już wspólny europejski standard. Wówczas ETPC działa rygorystycznie. Ale są i materie, w których wspólnego europejskiego mianownika nie ma. Wówczas strasburski przegląd krajowej ingerencji ulega minimalizacji i sprowadza się do sprawdzenia, czy tylko „co do zasady” ETPC widzi zasadność krajowego ograniczenia. Sędziowie Trybunału w takich sytuacjach mocno oznajmiali w rozstrzygnięciach, że nie mogą zastępować własnym spojrzeniem oceny dokonywanej przez najbardziej uprawnionych krajowych sędziów (organów).

... i strasburska wolta

Widząc zapowiedź wyroku ws. Dody, zgadywałem, a nawet byłem pewny, że ETPC uzna brak naruszenia swobody wypowiedzi. Ku tej konkluzji zmierza też ETPC w argumentacji, ale nagle robi radykalną woltę, zmieniając kierunek wnioskowania o 180 stopni.

Trybunał uważa, że wypowiedź Dody nie wpisywała się w jakąkolwiek debatę o ważnej publicznie kwestii. Sama piosenkarka oznajmiała, że jej słowa były celowo „subiektywne, błahe i barwne”. Miały przyciągnąć uwagę młodego odbiorcy. Tylko tyle. Bez żadnych innych ambicji.

Do tego miejsca analiza wypowiedzi przez ETPC lokuje ją w obszarze pozbawionym wzmocnionej ochrony. Co więcej, sensacyjna forma wypowiedzi jest w strasburskim orzecznictwie okolicznością obciążającą. Było tak i w obszarze wypowiedzi mediów, które w podniosłej – i słusznie – terminologii ETPC nazywane są „publicznym kontrolerem”. Jeśli jednak media wypowiadają się sensacyjnie, grają na emocjach, starając się łapać odbiorcę, ich komunikat traci wartość i ulega degradacji w strasburskiej perspektywie (tak było m.in. ws. Kania i Kittel p. Polsce). W jednej ze spraw uznano nawet, że nie doszło do złamania konwencji, bo choć dziennikarz był ze względu na racje publiczne uprawniony do ujawnienia poufnych dokumentów (dot. negocjacji szwajcarskich władz w sprawie tzw. depozytów żydowskich), to uczynił to w sensacyjny sposób (wyrok Wielkiej Izby w Stoll p. Szwajcarii). Nie zgadzałem się z takim spojrzeniem ETPC, uznając, że nawet tabloidy mogą spełniać kontrolną rolę, posługując się własną obrazkowo-skrótową stylistyką. Ale skoro teza o deprecjonującej sensacyjności okazała się stałym elementem strasburskiego orzecznictwa, to ETPC powinien o niej konsekwentnie pamiętać.

W sprawie Dody ETPC mówi o sensacyjności jej wypowiedzi, ale nie przyznaje temu znaczenia. Zauważa natomiast, że polskie sądy nie dokonały analizy, czy słowa piosenkarki były twierdzeniem o faktach, czy też opinią. Dodatkowo zarzuca, że w Polsce nie żadnymi okolicznościami nie uzasadniono tezy, iż wypowiedź stanowiła „mowę nienawiści” lub mogła naruszać „pokój religijny lub tolerancję w Polsce”.

Przepisywanie prawa polskiego...

Pierwsze zastrzeżenie może tylko dziwić. Trudno mi uwierzyć, że strasburscy sędziowie wymagali zbadania przez polskich kolegów, czy słowa Dody o tym, że autor Biblii był „napruty winem i palił jakieś zioła”, to stwierdzenie historycznego faktu (poddającego się udowodnieniu) czy też ocena (wymagająca wykazania „dostatecznej podstawy faktycznej”). Olbrzymie znaczenie ma natomiast drugi zarzut. Trybunał uzależnia ochronę osób wierzących od wystąpienia kwalifikowanych okoliczności. Wypowiedź, aby ingerencja w nią stała się uprawniona na mocy konwencji, musiałaby się zatem zawsze łączyć z nienawiścią (religijną) lub prawdopodobieństwem wywołania niepokoju publicznego. Sama obraźliwość wypowiedzi, połączona nawet z brakiem jakiegokolwiek publicznego znaczenia i sprowadzająca się do efekciarskiej sensacyjności, nie wystarcza.

Polskim sędziom stawiany jest więc zarzut niewykazania, że w sprawie Dody zachodziła co najmniej jedna ze wskazanych „szkodliwych okoliczności”. Ale zastrzeżenia są formułowane i wobec treści art. 196 k.k., w którym nie ma odniesień jako warunków zastosowania tego przepisu, do „nienawistnej intencji” lub możliwości naruszenia „pokoju religijnego”. Co więcej, ETPC wskazuje, że aby krajowa perspektywa była zgodna ze strasburską, polskie sądy powinny się posłużyć art. 256 k.k., zabraniającym nawoływania do nienawiści. Takie uwagi są formułowane jednocześnie podczas wyrokowania w sprawie, w której ETPC nieustannie podkreśla, że kwestie związane z rolą religii w poszczególnych krajach Rady Europy oraz potrzebą ochrony praw osób wierzących charakteryzują się „szerokim marginesem swobody ocen”. Przypomnę: w takich sytuacjach strasburska kontrola jest ograniczona i sprowadza się do zbadania, czy „co do zasady” nie doszło do naruszenia konwencji.

Gotów jestem się zgodzić, że istnieją racje, by użycie prawa karnego w przypadkach „wypowiedzi antyreligijnej” zredukować do dwóch wskazanych przez ETPC sytuacji. W pozostałym zakresie dobra osób wierzących chroniłoby prawo cywilne. Taki wybór jest jednak opcją dostępną dla krajowych władz – ustawodawczych i sądowniczych. Strasburski Trybunał nie może przepisywać polskiego prawa.

... i konwencyjnego

W sprawie Dody ETPC dokonuje też bardzo głębokiej zmiany konwencyjnego standardu. Dotyczący swobody wypowiedzi art. 10 konwencji sąsiaduje z art. 9, chroniącym wolność myśli, sumienia i wyznania. Prawa osób wierzących nie są więc jedynie dobrem czy też interesem jednostki uzasadniającym – po spełnieniu kilku konwencyjnych warunków – ingerencję w swobodę wypowiedzi. Mamy do czynienia z równorzędnymi prawami (wolnościami) wpisanymi w tekst konwencji i koniecznością budowana między nimi równowagi. W takim przypadku ponownie staje kwestia szerszego marginesu swobody ocen, bo nie ma jednego krajowego rozwiązania. Tymczasem ETPC czyni ze swobody wypowiedzi cesarza, a wolności religii ledwie książątko. Uprawnienie osób wierzących do niebycia obrażanymi przestaje być elementem art. 9 konwencji, a staje się tylko okolicznością braną pod uwagę jako „prawo innej osoby” w badaniu celowości ingerencji w ramach art. 10. To wyłączenie art. 9 poddali krytyce sędziowie Felici i Ktistakis w zdaniu odrębnym (do uzasadnienia) dołączonym do wyroku.

Wyrok stanowi również bardzo istotne odejście ETPC od jego wcześniejszej linii orzeczniczej. Chroniono w niej uczucia osób wierzących przed (zwłaszcza) niemającymi jakiejkolwiek wartości publicznej wypowiedziami (przede wszystkim wyroki Otto-Preminger Institut p. Austrii oraz Bwoman p. Zjednoczonemu Królestwu). Chociaż zapadały przy licznych zdaniach odrębnych i stanowiły przedmiot krytyki komentatorów, to one stworzyły strasburski standard orzeczniczy. Owszem, ten standard może się zmieniać, konwencję, jest wszak „żyjącym instrumentem”, ale powinno się to dziać poprzez orzeczenia Wielkiej Izby – największego, 17-osobowego składu ETPC.

Możliwość zmiany linii orzeczniczej ETPC musi być dzisiaj łączona z jeszcze jedną ważną okolicznością. Nieco ponad rok temu, 1 sierpnia 2021 r., wszedł w życie Protokół nr 15 do konwencji. Dopisywał on do jej preambuły dwie propaństwowe zasady – subsydiarności i krajowego marginesu swobody ocen. Byłem krytykiem tej zmiany, ale to nie ma znaczenia. Gospodarzami traktatu są państwa, które się nim związały. To abecadło prawa międzynarodowego. Jeśli państwa chciały powstrzymać „kreatywność” ETPC i wprowadziły do tekstu konwencji działające propaństwowo hamulce, strasburscy nie mogą tego ignorować. Jeśli piszą, jak w sprawie Dody, o szerokim marginesie swobody ocen, to ma on takim pozostać.

Ignorowanie krajowego marginesu swobody ocen, zwłaszcza deklarowanego jako szeroki, jest już – obok nieprzewidywalności i nieczytelności strasburskiego orzecznictwa – przyczyną rosnącej krytyki ETPC przez państwa. Najgłośniej wybrzmiewa w Zjednoczonym Królestwie. Obecnie w brytyjskim parlamencie znajduje się projekt Karty Praw (Bill of Rights). Karta pozbawi strasburskie orzecznictwo waloru źródła prawa na terytorium państwa. Rozstrzygnięcia ETPC nie będą brane pod uwagę przez krajowe sądy, m.in. dlatego, że relacja między konfliktowymi interesami publicznymi oraz różnymi prawami (a więc np. wolnością słowa i wolnością religii) została już należycie zabezpieczona przez krajowego suwerena – parlament. To bardzo mocne ostrzeżenia dla Strasburga. Mocniejsze może być tylko wyjście z konwencji.

Mam nadzieję, że „sprawa Dody” trafi do Wielkiej Izby, więc ETPC uzyska szansę, by się nią ponownie zająć. Tym razem z należytą uwagą.

Autor jest profesorem w Instytucie Nauk Prawnych PAN, wykłada też na UJ W latach 2014–2016 był sędzią ad hoc w ETPC

Czytaj więcej

Kappes, Skrzydło: Sprawa Dody nie powinna trafić do Strasburga
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Granice wolności słowa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Nic się nie stało
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Policjant zawinił, bandziora powiesili
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Młodszy asystent, czyli kto?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzecz o prawie
Jakub Sewerynik: Wybory polityczne i religijne