Władze w Kijowie są zaskoczone zakazem importu ukraińskiego mięsa drobiowego do Unii Europejskiej, wprowadzonym w ubiegłym tygodniu przez Komisję Europejską. Wirus trafił na wielką fermę Chutor usytuowaną pod Winnicą, utrzymującą blisko 100 tys. kur niosek.
Czytaj także: Grypa ptaków też dotarła z Azji
W klasycznym modelu rozwoju epidemii chore ptaki są znajdowane na kolejnych etapach swojej migracji z Azji. W tym przypadku brak jednak doniesień o zarażonych grypą ptakach z terenu Rosji, Białorusi, Litwy i Łotwy.
Tymczasem naukowcy wykryli tylko jeden przypadek choroby u dzikiego ptaka: jastrzębia na Lubelszczyźnie. – To niezwykła sytuacja, że przy takiej liczbie ognisk rozłożonej po wszystkich kluczowych miejscach Polski, od wschodu na zachód, jest tak mało potwierdzonych przypadków u dzikich ptaków, które stanowią w takich przypadkach wektor roznoszenia wirusa grypy – mówi prof. Krzysztof Niemczuk, dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach. Naukowcy sądzą, że Ukraina zwlekała z informowaniem o pojawieniu się grypy na swoim terenie. – Sądzimy, że Ukraina zgłosiła tego wirusa kilkanaście dni po wykryciu ogniska w Polsce. Spodziewamy się, że ten wirus pojawił się na terytorium Ukrainy wcześniej – tłumaczy Niemczuk.
Embargo dużo zmieni na rynku: pisaliśmy już o zalewającym Europę imporcie tuszek z kością. Ukraińscy producenci wykorzystywali lukę w przepisach, zezwalającą na dowolny import mięsa drobiowego, jeśli tylko ma kawałek kości. Import daleko przekraczał więc dozwolony kontyngent mięsa. Po wwiezieniu na teren UE z tuszek powstawały filety drobiowe. Ba, dziś Ukraina jest trzecim importerem drobiu do UE, od stycznia do listopada ub.r. zwiększyła wysyłki o 7,2 proc. (w porównaniu z 2018 r.), do 123 tys. ton, i goni Brazylię (293,3 tys. ton) i Tajlandię (293 tys. ton).