Jaki jest prawdziwy problem z ukraińskim zbożem?

Zerwanie przez Rosję umowy zbożowej może oddziaływać w sferze ekonomicznej, nie zaś humanitarnej – mówi w rozmowie z Tomaszem Pietrygą profesor Przemysław Litwiniuk z Instytutu Ekonomii i Finansów SGGW w Warszawie

Publikacja: 22.07.2023 12:00

Jaki jest prawdziwy problem z ukraińskim zbożem?

Foto: Adobe Stock

Jakie globalne konsekwencję wiążą się z zerwaniem przez Rosję „porozumienia zbożowego” zapewniającego bezpieczny transport przez Morze Czarne ukraińskich plonów?

Niewątpliwie konflikt dotyczy poważnych graczy na międzynarodowym rynku. Ukraina i Federacja Rosyjska należą do czołowych producentów i eksporterów zbóż oraz nasion roślin oleistych, w tym słonecznika i soi, zaś Morze Czarne jest jednym z głównych kanałów transportu tych dóbr. Najnowsze prognozy amerykańskiego Departamentu Stanu ds. Rolnictwa (USDA) wskazują, że w bieżącym sezonie gospodarczym 2023/24 światowa produkcja podstawowego zboża, jakim jest pszenica, wyniesie 800 mln ton, z czego Rosjanie mogą zebrać 85 mln ton i z tego wyeksportować 47,5 mln ton, zaś Ukraina wyprodukuje 17,5 mln ton i wyeksportuje 10,5 mln ton. W takiej sytuacji udział obu państw w globalnym eksporcie pszenicy może wynieść aż 27%.

Jakie znaczenie w tym kontekście ma drożność czarnomorskich portów?

Według danych ONZ, w ramach tzw. Inicjatywy Zbożowej Morza Czarnego (ang. Black Sea Grain Initiative) za pośrednictwem tego kanału dystrybucji, w ciągu ostatniego roku, z trzech ukraińskich portów – Odessy, Czarnomorska i Piwdennego, wcześniej znanego jako Jużny, do 45 krajów na całym świecie wyeksportowano ogółem około 33 milionów ton towarów żywnościowych.

Blokada uderza zatem w najbiedniejsze państwa świata?

Z tych dokładnie 32,9 mln ton aż 80%, czyli 26 mln ton, trafiło do destynacji określanych w klasyfikacji Banku Światowego jako państwa o wysokim i średnim dochodzie, takich jak Hiszpania, Niderlandy, Włochy, Chiny czy Turcja. Natomiast do państw o niskich dochodach trafiło jedynie 20% tych dóbr, z czego do najbiedniejszych krajów tylko 3%, czyli około 1 mln ton. Przykładowo, do państw najbardziej potrzebujących, szczególnie pszenicy jako gatunku zboża przeznaczonego do konsumpcji dla ludzi, do Jemenu wyeksportowano tą drogą w tym okresie tylko 0,26 mln ton, do Etiopii 0,28 mln ton, do Somalii 0,06 mln ton. Warto wskazać, że największymi odbiorcami transportowanej szlakami Morza Czarnego pszenicy były Hiszpania (2,3 mln ton), Turcja (1,6 mln ton) oraz Włochy (0,43 mln ton). W przypadku ziarna kukurydzy, największym odbiorcą okazały się Chiny (5,8 mln ton), a za nimi - Hiszpania (3,1 mln ton) oraz Niderlandy i Włochy po 1,3 mln ton każde.

Co innego słyszy się na co dzień w debacie, gdzie wskazywane jest przede wszystkim uderzenie Afrykę i biedny Bliski Wschód?

Dane te dowodzą tego, że wbrew powszechnie znanym intencjom zawarcia czarnomorskiej umowy sprzed roku, surowce z Ukrainy nie trafiają do potrzebujących ludów Afryki czy Azji Mniejszej, lecz głównie do państw bogatych, które dysponują środkami finansowymi, zdolnych do funkcjonowania w trudnych warunkach i posiadających stabilną pozycję rynkową. Zatem wstrzymanie realizacji tej umowy może oddziaływać w sferze ekonomicznej, nie zaś humanitarnej.

Jaki wpływ będzie miało zerwanie „porozumienia” na ceny zboża?

Polityka cenowa na rynku zbóż ma niestety wymiar globalny i nie jest jej obce negatywne oddziaływanie czynników niepewności i praktyk spekulacyjnych. Już sama informacja o decyzji Federacji Rosyjskiej doprowadziła z dnia na dzień do wzrostu cen o prawie 10%. Warunki dyktują światowe giełdy, którymi dla surowców rolnych są giełda w Paryżu (EURONEXT, wcześniej pod nazwą MATIF) oraz giełda w Chicago (CEBOT, będąca częścią CME Group). Dlatego, mimo istniejącej w praktyce zdolności podażowej do zabezpieczenia potrzeb zbożowych państw rozwijających się, to przeszkodą w ich sprawnym zaopatrzeniu może być bariera cenowa, na którą negatywnie oddziaływać mogą także zjawiska klimatyczne, takie jak np. susza występująca obecnie w wielu regionach świata, w szczególności na południu Starego Kontynentu. Oczywiście nie jest jasne, jak długo trwać będzie wywołujące tę sytuację napięcie w polityce międzynarodowej, ale nie można wykluczyć, że do zakończenia żniw dojdzie do normalizacji stosunków w tym obszarze.

Jakie konsekwencje zerwanie porozumienia zbożowego będzie miało dla Polski?

Jako że graniczymy z Ukrainą nasze spojrzenie na zaistniałą sytuację ma swój lokalny kontekst. Rolnicy oczekują odbicia cen zboża z notowanych ostatnio bardzo niskich poziomów. Musimy się jednak liczyć z prawdopodobieństwem przeniesienia ciężaru presji eksportowej Ukrainy na nasz kraj, co może nastąpić po ewentualnym zniesieniu zakazu importu, który obowiązuje do 15 września br. Wiadomo, że władze prowadzą ofensywę polityczną, ukierunkowaną na jego przedłużenie, ale jej efekty nie są znane. Trzeba jednak pamiętać, że obostrzenia te nie dotyczą kwestii tranzytowych, a już same one istotnie ograniczają zdolność operacyjną w zakresie sprzedaży polskich płodów rolnych zagranicę.

Dlaczego?

Polskie porty na Morzu Bałtyckim z uwagi na swoją mocno limitowaną przepustowość nie są w stanie wyekspediować więcej niż 700 – 900 tys. ton zbóż miesięcznie. Warto zaznaczyć, że polscy producenci i handlowcy wciąż nie wyzbyli się z magazynów nadwyżki zbóż zeszłorocznych, a jednocześnie rozpoczęły się już tegoroczne żniwa, z których część, jak co roku, będzie przedmiotem eksportu. Zatem, w przypadku nasilenia tranzytu zbóż z Ukrainy, polska zdolność eksportowa zostanie w istotnym stopniu zmniejszona, co będzie wywierać presję na dalszy spadek cen za nasze zboża.

Czyli nasz rynek już jest zalany ukraińskim zbożem, a wkrótce może być go więcej?

Jak już wspomniałem, do 15 września obowiązuje unijne rozporządzenie, które zabrania wwozu do Polski między innymi zbóż z Ukrainy. Dopuszczony jest jedynie tranzyt. Tak więc do tego czasu, przynajmniej formalnie, ukraińskie zboże nie powinno pozostać w Polsce jako w miejscu docelowym. Co będzie po tej dacie, nie wiemy. Mimo stanowczych deklaracji polskiego rządu, który wraz z innymi zainteresowanymi państwami unijnymi oczekuje prolongowania moratorium na import zbóż z Ukrainy, należy liczyć się z silną międzynarodową presją polityczną na Komisję Europejską na rzecz poszanowania interesów walczącego państwa i zaspokojenia potrzeb europejskich konsumentów, którzy – jak wcześniej wskazałem – są rzeczywistymi beneficjentami tego importu. Niedawno przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, złożyła prezydentowi Ukrainy deklarację, że w tym obszarze nastąpi rewizja przepisów. Czy to spowoduje odblokowanie zakazu lub wprowadzenie innych środków zaradczych – na ten moment nie wiemy. Wiele zależy od decyzji politycznych na szczeblu UE i sprawności dyplomatycznej polskiego rządu oraz pozostałych państw tzw. przyfrontowych.

Gdybyśmy ulegli jednak presji i wpuścili znowu ukraińskie zboże czy Polska ma możliwości magazynowania nowej partii ukraińskiego zboża oraz płynnego transportu poza granice kraju?

Polska nie ma takiej możliwości, gdyż nasze pojemności magazynowe nie ulegają znaczącemu zwiększeniu od wielu lat. Pamiętajmy, że w ostatnich dwóch latach odnotowaliśmy w naszym kraju rekordowe zbiory zbóż, wynoszące ogółem między 34 a 35 mln ton i rzepaku - 3,5 – 3,7 mln ton, co wygenerowało dodatkowe zapasy, które na koniec minionego sezonu 2022/23, który skończył się 30 czerwca, mogły wynieść między 5,5 – 6 mln ton. Sytuacja taka powoduje, że obecnie mamy zajętą pewną część powierzchni magazynowej. Żniwa w Polsce już się rozpoczęły i na te nowe zbiory potrzebne są puste silosy. Sytuacji nie uratuje ogłoszony przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa nabór wniosków na wsparcie inwestycji w budowę silosów, gdyż ich realizacja wymaga czasu. Warto też rozważyć powrót do koncepcji budowy portu dedykowanego eksportowi surowców rolnych z Polski.

Co jeszcze należałoby zrobić, aby problem ukraińskiego zboża został rozwiązany?

W pierwszej kolejności należy akcentować potrzebę wznowienia realizacji porozumienia czarnomorskiego. Mam jednak świadomość, że Polska nie jest jego stroną i ma co najwyżej mocno ograniczony wpływ na jego reaktywację. Są jednak kwestie średnio- i długofalowe, które pozostają w gestii krajowej i unijnej polityki gospodarczej. Chodzi przede wszystkim o udrożnienie międzynarodowej infrastruktury logistycznej - lądowej oraz rzecznej, w szczególności na Dunaju, co ma znaczenie w kontekście wywozu zbóż z Ukrainy. Inwestycje w infrastrukturę logistyczną i magazynową muszą dotyczyć zarówno Polski, jak i innych państw członkowskich UE, przede wszystkim tych graniczących z Ukrainą. Przykładem potencjalnych korzyści w tym obszarze jest kazus Hiszpanii, która przecież mogłaby kupować kukurydzę z Polski i Ukrainy, zamiast z Argentyny, Brazylii czy USA. W wymiarze polityki europejskiej warto byłoby również rozważyć zastosowanie instrumentów skoordynowanego eliminowania ze wspólnego rynku nadwyżek żywności w celu zaspokojenia potrzeb państw najbiedniejszych. Można sądzić, że w przeszłości wspólna polityka rolna była bardziej aktywna i skuteczniejsza.

Czy nasi rolnicy słusznie obawiają się obecności ukraińskiego zboża w kraju?

Napływ ukraińskiego zboża do Polski był i jest czynnikiem silnie wywierającym presję na obniżkę cen na rodzime surowce rolne, co doprowadziło m.in. do zajęcia przez zeszłoroczne zbiory części powierzchni magazynowej i aktualnych trudności z zagospodarowaniem tegorocznych plonów. Obserwujemy przecież rozliczne przejawy niepokojów wśród rolników, z których znaczna część wydaje się być uzasadniona.

Co w przypadku scenariusza, że zboża będzie przybywać w związku z nowymi zbiorami?

Pomimo lokalnych znaczących niedoborów wody w Polsce, czyli tzw. lokalnej suszy rolniczej, która – jak się szacuje – występowała na powierzchni 41% gruntów ornych w Polsce, to zbiory zbóż podstawowych, takich jak pszenica, żyto, pszenżyto i jęczmień, szczególnie ozimych, zapowiadają się dobrze. Większą niewiadomą jest plonowanie kukurydzy, bo ona jest dopiero w fazie kwitnienia, po którym w kolejnych tygodniach nastąpi kształtowanie się kolb. Gdyby taka bezdeszczowa pogoda utrzymała się przez kolejne tygodnie, to faktycznie może to wpłynąć na obniżkę plonowania.

Niemniej jednak, prognozując nadchodzącą sytuację warto oprzeć się na twardych danych. Według ARiMR, w tym roku kukurydzą obsianych jest w Polsce 1,83 mln ha, z tego szacować można, że ponad 1,1 mln ha z przeznaczaniem na ziarno, a reszta z przeznaczeniem na kiszonkę. Jest to powierzchnia porównywalna z rekordową, jaką zanotowano w 2022 roku. Tak więc, nawet w sytuacji obniżenia się plonowania, powierzchnia zbioru pozostanie większa niż wynikająca z krajowego zapotrzebowania. Dlatego, jeśli nie uda się wyeksportować nadwyżek z poprzedniego sezonu, to odnotujemy skumulowaną podaż zbóż w Polsce, co będzie miało negatywny wpływ na poziom cen otrzymywanych przez producentów.

Czyli nieprzedłużenia zakazu w wozu ukraińskiego zboża do Polski we wrześniu, może jeszcze tę sytuację pogłębić?

W razie nieprzedłużenia zakazu wwozu zbóż z Ukrainy, należy liczyć się z jeszcze większą presją podażową i cenową. Konsekwencje dla rolników są łatwe do przewidzenia. Dobrodziejstwo dla konsumentów, przy obecnej skali marż i kosztów w gospodarce, wątpliwe.

Jaki to będzie miało wpływ na ceny zboża w Polsce oraz możliwości skupu plonów?

Jeszcze niższe ceny skupu, który może być prowadzony w ograniczonym zakresie z uwagi na limity w powierzchni magazynowej oraz niedomagania w procesie wywozu zboża drogą morską. To nieoptymistyczny scenariusz. Podkreślam jednak, że jest jeszcze czas i istnieją możliwości podjęcia działań minimalizujących to ryzyko.

Jak odczują taka sytuację Polscy rolnicy i która grupa szczególnie?

Taki rozwój wydarzeń może spowodować dalsze pogorszenie opłacalności uprawy zbóż w Polsce. Z drugiej strony, jak już wspomniałem, spadek cen za zboża nie musi wywołać spadku cen za produkty gotowe ze zbóż na półkach sklepowych, gdyż np. koszt mąki do wypieku pieczywa stanowi jedynie kilkanaście procent kosztów ogółem. Natomiast pozostałe składowe mające wpływ na ceny pieczywa, takie jak koszty energii, dodatków surowcowych, koszty pracy, nie będą ulegały obniżeniu.

Jeśli chodzi o grupę rolników, która może najbardziej odczuć tę sytuację, to określić ją można jako producentów towarowych o profilu produkcji głównie roślinnej, sprzedających swoje zboża bezpośrednio na rynek. W przypadku rolników zajmujących się produkcją mieszaną, czyli uprawiających rośliny wykorzystywane w chowie zwierząt przeznaczonych na sprzedaż, mogą oni odnotować obniżenie się kosztów produkcji.

O rozmówcy

Przemysław Litwiniuk

Jest profesorem w Instytucie Ekonomii i Finansów SGGW w Warszawie

Jakie globalne konsekwencję wiążą się z zerwaniem przez Rosję „porozumienia zbożowego” zapewniającego bezpieczny transport przez Morze Czarne ukraińskich plonów?

Niewątpliwie konflikt dotyczy poważnych graczy na międzynarodowym rynku. Ukraina i Federacja Rosyjska należą do czołowych producentów i eksporterów zbóż oraz nasion roślin oleistych, w tym słonecznika i soi, zaś Morze Czarne jest jednym z głównych kanałów transportu tych dóbr. Najnowsze prognozy amerykańskiego Departamentu Stanu ds. Rolnictwa (USDA) wskazują, że w bieżącym sezonie gospodarczym 2023/24 światowa produkcja podstawowego zboża, jakim jest pszenica, wyniesie 800 mln ton, z czego Rosjanie mogą zebrać 85 mln ton i z tego wyeksportować 47,5 mln ton, zaś Ukraina wyprodukuje 17,5 mln ton i wyeksportuje 10,5 mln ton. W takiej sytuacji udział obu państw w globalnym eksporcie pszenicy może wynieść aż 27%.

Pozostało 93% artykułu
Rolnictwo
Michał Kołodziejczak: Związek rolniczy Orka istnieje na razie tylko w Sejmie
Rolnictwo
Tajemnicza głodówka w Sejmie nieistniejącego związku
Rolnictwo
Dziwny strajk głodowy w Sejmie. Rolniczy związek nie istnieje, ale protestuje
Rolnictwo
Prestiżowa nagroda w konkursie Unii Europejskiej dla polskiego instytutu
Rolnictwo
Cebula towarem wyborczym w Indiach