Reklama

Morawiecki zdał egzamin na szefa obozu władzy

Szef rządu musiał znieść wiele upokorzeń i wysłuchać gorzkich słów podczas debat w Sejmie i Senacie. Ale nagroda, czyli przywództwo „dobrej zmiany", już czeka.

Aktualizacja: 28.06.2018 16:17 Publikacja: 27.06.2018 19:40

Morawiecki zdał egzamin na szefa obozu władzy

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Bohaterem środowych wydarzeń był premier Mateusz Morawiecki. To on dał swoją twarz błyskawicznej nowelizacji ustawy o IPN. Wziął na siebie treść nowelizacji, kontrowersyjną procedurę i zarzuty parlamentarzystów opozycji. Asystentem w tym procesie był szef KPRM, czyli najbliższy współpracownik premiera, Michał Dworczyk.

Czytaj więcej:

Nowelizacja ustawy o IPN: Wygrało umiarkowanie

Polska i Izrael mówią jednym głosem

To była trudna rola: Morawiecki zmagał się na mównicy z posłami w Sejmie, to on też tłumaczył senatorom przyczyny superekspresowych działań. I to on w relacjach z Izraelem ma się jawić suwerenowi jako mąż stanu, odwracający zmowę przeciw Polsce i zapobiegający stratom finansowym. To piękny obraz, ale nie wiadomo, czy wyborcy PiS uznają go za wiarygodny. Sądząc po reakcjach w mediach społecznościowych, twardy elektorat PiS jest w szoku.

Reklama
Reklama

Uzupełnieniem misji premiera była nieobecność na sali plenarnej prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ten prosty zabieg sprawił, że to Morawiecki został głównym obiektem filipik opozycji. Nikt nie zwracał się z dramatyczną inwokacją „Panie Prezesie!". Bo prezes siedział w tym czasie w gabinecie wicemarszałka Terleckiego. I nawet jeśli przywódca PiS miał jakiś udział w „operacji IPN", to po raz pierwszy chyba w tej kadencji, nie miało to większego znaczenia.

Na tym politycznych kalkulacji jednak nie koniec. Nowelizacja ustawy o IPN to wzmocnienie pozycji premiera także w koalicji Zjednoczonej Prawicy i w rządzie. Opozycja wskazywała wczoraj na Patryka Jakiego jako odpowiedzialnego za błędy, czasem rykoszetem obrywała też była premier Beata Szydło. I choć nie było mowy o przeprosinach ze strony autora ustawy, to premier nie próbował nawet Jakiego i jego szefa Zbigniewa Ziobrę bronić. A ich gorączkowe narady w ławach rządowych podczas poselskich pytań sprawiały wrażenie ratowania tego, co jest już nie do uratowania: pomysłu resortu sprawiedliwości na karanie osób, których Polska ścigać nie ma jak.

Mateusz Morawiecki buduje swoją pozycje w PiS. W Senacie tłumaczył nie tylko przyczyny nowelizacji, ale także swoją perspektywę historyczną dotyczącą ostatnich lat. Mówił o tym, że to postkomuniści z niektórymi politykami „pisali historię", ale że teraz „na szczęście się to zmienia". Dodał przy tym wielkodusznie, że przy okazji rocznicy wydarzeń w Radomiu „wymienił Jacka Kuronia", co ma świadczyć o jego – premiera – otwartości. Padła też deklaracja o dalszym wyjaśnianiu „prawdziwej roli Lecha Wałęsy". Po co to wszystko?

To sprawdzian przed przejęciem przywództwa całego obozu władzy. Niezależnie od formy zdrowotnej Jarosława Kaczyńskiego stało się jasne podczas jego choroby, że konieczne jest wzmocnienie jeszcze kogoś, jeśli PiS poważnie myśli o realizowaniu swojej polityki. Do tej roli nie nadaje się Jarosław Gowin, bo zbyt odległy jest od dominującego tonu w pisowskim elektoracie. W środę odpadł z konkurencji Zbigniew Ziobro. Prezydent Andrzej Duda, który przez jakiś czas był „cudownym dzieckiem" prezesa, spadł do kategorii „dziecka krnąbrnego". Nadchodzi więc czas Morawieckiego.

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Pożar w PiS. Czy partia bezpowrotnie straciła część wyborców na rzecz obu Konfederacji?
Publicystyka
Grzegorz Rzeczkowski: Odpowiedź na wywiad z Jackiem Gawryszewskim
Publicystyka
Jakub Sewerynik: Komu przeszkadzała Chanuka w Pałacu Prezydenckim?
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Czy dla europejskiej prawicy MEGA to dar niebios?
Publicystyka
Juliusz Braun: Media publiczne raczej po staremu
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama