– To bardzo prawdopodobne, że Mateusz Morawiecki będzie premierem do końca kadencji. Bardzo bym chciał – mówił „Rzeczpospolitej" pod koniec minionego roku wicepremier Jarosław Kaczyński.
Łaska prezesa PiS na pstrym koniu jeździ. Premier Beata Szydło w sierpniu 2017 r. mówiła: „Jesteśmy dogadani z Kaczyńskim na całą kadencję", po czym w grudniu tego samego roku została wymieniona na Mateusza Morawieckiego. Czy prezes znowu zwolni premiera?
– Zbyt wiele zainwestowaliśmy w Morawieckiego, żeby teraz z niego rezygnować – mówią politycy PiS. I rzeczywiście, postawienie na byłego szefa zagranicznego banku, milionera, uosobienie elit III RP, eksdoradcę premiera Donalda Tuska, człowieka spoza środowiska PiS, który w dodatku był jednym z negatywnych bohaterów taśm z Sowy, było operacją karkołomną. Morawiecki miał być premierem skutecznym na rynki zewnętrzne, po swojskiej Szydło.
Jednak Polacy są zmęczeni kosztami życia w czasach zarazy. Dlatego dzisiaj premier jest schowany i pojawia się publicznie tylko wtedy, gdy ma do zakomunikowania dobre wiadomości. Dlatego to on ma być twarzą „nowego ładu". Gdy minister Michał Dworczyk tłumaczy się z niewystarczającej liczby szczepionek, premier ogłasza, że ponagla Komisję Europejską, i rusza teraz po Polsce, pokazując, ilu firmom udało się pomóc dzięki tarczy antykryzysowej.
Morawiecki jeszcze całkiem się nie zużył. Pomysły zmiany premiera wysuwali głównie jego przeciwnicy z rządu. A wrogów w PiS premier ma więcej niż przyjaciół. Jedynym gwarantem bezpieczeństwa Morawieckiego jest jego promotor Jarosław Kaczyński. Ale premier zaczął odnosić coraz mniej sukcesów.