Nie jestem ministrą, lecz ministrem

- Od samego początku środowiska feministyczne starają się dyskredytować mnie i mój urząd - mówi Elżbieta Radziszewska w rozmowie z "Rz"

Publikacja: 04.08.2009 21:29

Elżbieta Radziszewska

Elżbieta Radziszewska

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

[b]Rz: Osoba pełniąca taki urząd jak pani chyba powinna pojawić się na Kongresie Kobiet Polskich. Jednak pani nie przyszła. Dlaczego? [/b]

Ponieważ nie dostałam zaproszenia.

[b]Nie dostała pani zaproszenia?[/b]

Zadecydowały o tym prawdopodobnie względy polityczne i nietolerancja wobec osób o innych poglądach. Kongres organizowały kobiety lewicy: panie Kwaśniewska, Środa, Bochniarz. Cóż, ja mogę tylko wyrazić ubolewanie. Widać panie, wiedząc, że moje poglądy nie pokrywają się z ich poglądami, wolały nie zakłócać spokoju jednomyślności, a ja chętnie wzięłabym udział w dyskusji.

Zresztą od samego początku środowiska feministyczne starają się dyskredytować mnie i mój urząd. Bo przecież jak ktoś o poglądach nielewicowych może walczyć z dyskryminacją? Poza tym środowiska te życzyłyby sobie, abym zajmowała się wyłącznie sprawami kobiet, z ich punktu widzenia najważniejszymi, czyli walczyła o prawo do aborcji, o refundację środków antykoncepcyjnych czy edukację seksualną w szkołach. A to jest przecież zakres odpowiedzialności ministra zdrowia i edukacji i nie ma nic wspólnego z dyskryminacją.

Ja zajmuję się walką z dyskryminacją z różnych powodów. Moim zadaniem jest w imieniu premiera monitorować, co w tym zakresie robią poszczególne resorty zgodnie z przypisaną im odpowiedzialnością, współpracować z nimi, inspirować działania, ale też tworzyć zespoły międzyresortowe, jeśli to potrzebne.

[b]Skrytykowała pani główny postulat kongresu, czyli ustawowy zapis wprowadzający parytet na listach wyborczych. Co złego jest w większym uczestnictwie kobiet w polityce? [/b]

Swoje stanowisko prezentuję, opierając się na praktyce z innych krajów europejskich. Jeśli skuteczniejsze są metody inne niż ustawowe wprowadzenie parytetów, to należy sięgać po wzorce lepiej działające.

[b]Jakie metody są skuteczniejsze? [/b]

Tylko w pięciu krajach europejskich mamy ustawowe parytety: w Belgii, Francji, Hiszpanii, Portugalii i Słowenii. We Francji parytet jest 50-procentowy, a w parlamencie jest raptem 18 proc. kobiet. W Słowenii na każdej liście musi być 33 proc. kobiet, a w parlamencie jest 14 proc. W obu przypadkach to mniej niż u nas. Najskuteczniejsze są metody, które wprowadzono w Skandynawii. W części krajów partie same przyjęły zobowiązania działania na rzecz kobiet, promowania ich na listach wyborczych, wspierania ich obecności w szeroko rozumianej polityce. W Finlandii, gdzie nie ma żadnych parytetów, nawet przyjętych przez partie, kobiet w parlamencie jest ponad 40 proc. Po co mamy sięgać po rewolucyjną metodę ustawowych zapisów, a nie po metody, które są skuteczniejsze i trwalsze?

[b]Bo może u nas inaczej się nie da? Żyjemy w kraju pełnym stereotypów, że rola kobiety sprowadza się do bycia żoną i matką, i trudno jest takie myślenie ot tak wyplenić. Może gdyby była ta ustawa i sankcje karne, to partie zaczęłyby najpierw z przymusu, a potem z czasem już z własnej woli stawiać na kobiety? [/b]

Na mapie Europy wcale nie jesteśmy krajem aż tak patriarchalnym, jak się niektórym wydaje. W tym roku obchodzimy 90. rocznicę wejścia kobiet do parlamentu. W 1919 roku po raz pierwszy wybierałyśmy i byłyśmy wybierane – wybrano wówczas osiem posłanek. Szczerze mówiąc, wolałabym, aby to kobiety same odczuwały potrzebę aktywizacji i realizowania się w polityce, która przez wieki była domeną mężczyzn. Pamiętajmy, że bycie w rządzie czy Sejmie wymaga ogromnego wyrzeczenia. Kobieta musi chcieć poświęcić czas swój i własnej rodziny, aby jeździć na spotkania z wyborcami, a potem do Warszawy na posiedzenia Sejmu. Dlaczego mamy przymuszać panie do dokonywania wyborów, które według nich są niekorzystne i dla nich, i ich rodziny?

[b]Ponieważ więcej kobiet w parlamencie oznacza większą troskę o sprawy kobietom bliskie, jak polityka prorodzinna czy przeciwdziałanie przemocy w rodzinie... [/b]

Ja wolałabym, aby w parlamencie zasiadały osoby aktywne i kompetentne. I nie ma znaczenia, jakiej płci. Poza tym nie jest prawdziwa teza, że jak w Sejmie będzie co najmniej 30 proc. kobiet, to automatycznie będziemy rozmawiać o innych rzeczach. Proszę sobie wyobrazić, że mamy 100 pań o poglądach pani Anny Sobeckiej i 100 pań, które myślą jak pani Izabela Jaruga-Nowacka. Przy tak różnych poglądach też nie będą potrafiły się w wielu kwestiach, także ważnych dla kobiet, dogadać.

[b]Ale byłby to krok w kierunku walki z dyskryminacją kobiet. [/b]

Wszystko zależy od danej partii. W obecnym rządzie na 17 ministrów konstytucyjnych jest pięć pań, czyli prawie 30 proc. spośród osób pełniących najważniejsze funkcje, a w czasach SLD była jedna, krótko dwie kobiety. W Parlamencie Europejskim z PO jest prawie 40 proc. kobiet, a wśród radnych PO w Warszawie prawie 70 proc. Pod tym względem jesteśmy w Europie w czołówce. Oczywiście w Polsce są pola, gdzie kobiety są dyskryminowane. Np. w sferze wynagrodzeń. Kobieta na tym samym stanowisku, z tym samym stażem pracy i doświadczeniem, z takim samym wykształceniem i zakresem obowiązków bywa, że zarabia w Polsce ok. 10 – 12 proc. mniej niż mężczyzna. Choć w wielu krajach UE różnica ta wynosi do 20 proc.

[b]Może jednak sprawiedliwie byłoby dać kobietom takie same szanse, jakie mają mężczyźni. Postawić i mężczyzn, i kobiety obok siebie na listach wyborczych i pozwolić, aby to wyborca sam zdecydował. [/b]

A teraz na listach wyborczych nie ma kobiet?

[b]Są, ale jest ich nieproporcjonalnie mniej niż mężczyzn.[/b]

Te, które są i przeszły z sukcesem bardzo trudną drogę, aby osiągnąć swoją pozycję, nie chcą wspierania parytetowego, uważając, że to uwłacza ich godności. Nie chcą, by ktoś kiedykolwiek im zarzucił, iż nie osiągnęły tego same, że otrzymały mandat w prezencie tylko dlatego, że są kobietami. Ja te głosy rozumiem i podzielam te obawy. Tym bardziej że wypowiadają je same kobiety. Chociaż warto robić bardzo wiele, by kobiety zachęcać do udziału w polityce, promować je i wykorzystywać ich talenty dla dobra wspólnego. Potencjał kobiet jest zbyt mało wykorzystywany.

[b]Kinga Dunin i Magdalena Środa twierdzą, że dominacja mężczyzn w parlamencie sprawia, iż zbyt dużo pieniędzy z budżetu przeznacza się na tzw. męskie sprawy, jak choćby przygotowania do Euro 2012. A sprawy bliskie kobietom są marginalizowane. [/b]

Jestem kobietą i bardzo się cieszę, że będziemy mieć w Polsce Euro 2012. Patrzę na to nie przez pryzmat kobiety, tylko obywatelki tego kraju. Traktuję Euro 2012 jako coś, co przymusza nas do skoku cywilizacyjnego. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni jeżdżą po tych samych drogach i tymi samymi pociągami. Euro 2012 to promocja Polski. Poza tym nie widzę powodu, dla którego nasze przygotowania do Euro 2012 miałyby wykluczać przygotowanie np. nowelizacji ustaw ważnych społecznie.

[b]Czy w Platformie wszyscy podzielają pani stosunek do parytetów? [/b]

Jesteśmy jednomyślni w niemal 99 proc. Czyli "tak" dla większego promowania kobiet w partii, "nie" dla ustawowego zapisu.

[b] Premiera musiała pani długo przekonywać? [/b]

Znam premiera od dawna, zawsze był człowiekiem sprzyjającym kobietom. Wie też, że droga do większej obecności kobiet w polityce nie prowadzi przez ustawę, ale chęci poszczególnych partii.

[b]Prezydent za to zdaje się być innego zdania. Stwierdził ostatnio, że gdyby ustawa zapewniająca kobietom parytet trafiła na jego biurko, toby ją podpisał. [/b]

Pan prezydent doskonale wie, że ustawowy parytet nie ma szans, bo arytmetyka w Sejmie jest bezwzględna i takiej ustawy nie będzie. Ale jeśli prezydent chciałby się uwiarygodnić, to mógłby sam taką ustawę wnieść. Ma przecież taką możliwość. Tak więc czekam z niecierpliwością. A tak poważnie, to myślę, że to było zwykłe zagranie piarowskie i tyle.

[b]Nie zgadza się pani na parytet dotyczący list wyborczych. [Soft Return]A co z postulatem parytetów w biznesie czy radach naukowych uczelni? [/b]

Tam, gdzie mamy do czynienia z decyzją wyborcy, jestem przeciwna jakimkolwiek uregulowaniom, ale tam, gdzie wskazuje się kogoś, jak np. wybór do uczelnianych rad naukowych, to jestem zwolenniczką, aby obecność kobiet zauważać. Zadziwiło mnie w tym kontekście stanowisko pani Henryki Bochniarz, która o ile popiera parytety ustawowe w polityce, o tyle w biznesie uważa je za nieracjonalne i niemożliwe do wprowadzenia, bo w biznesie trzeba mieć talent i umiejętności. A do polityki to nie potrzeba tych cech?

[b]Obok postulatu wprowadzenia parytetu padł także pomysł utworzenia ponadpartyjnego i apolitycznego rzecznika ds. kobiet. Nie boi się pani konkurencji? [/b]

A może idąc za ciosem, utworzyć jeszcze rzecznika ds. mężczyzn, ds. młodych, starych, rudych, łysych, ds. mniejszości etnicznych, rasowych, seksualnych. I tak byśmy tych pełnomocników mnożyli. W każdej grupie mogą występować przecież elementy dyskryminacji.

Tak naprawdę chodzi o to, by zapewnić stanowisko pani z lewicy czy feministce, która dzięki temu mogłaby dokonywać feministycznej rewolucji. Chociaż, słuchając wypowiedzi panów z lewicy, miałabym wątpliwości co do możliwości realizacji takich zamierzeń.

[b] Ale trzeba przyznać, że środowiska te są skuteczne. Organizatorki Kongresu Kobiet Polskich zawładnęły społeczną wyobraźnią, jeśli chodzi o walkę o prawa kobiet. Nie ma pani poczucia, iż przegapiła okazję, by pokazać, że też leżą pani na sercu sprawy polskich kobiet? [/b]

Pełnię swój urząd od roku. Problem mniejszego udziału kobiet w polityce jest obecny od wielu lat. Nie zauważyłam jednak, aby w poprzednich latach te środowiska były aż tak aktywne. Więc musi być jakiś czynnik, który powoduje, że nagle o tym się stało głośno. Środowisko polskiej lewicy jest dzisiaj tak słabe, że zrobi wszystko, aby w ogóle się o nim mówiło. Znajdzie sobie grupę, której najpierw wmówi, że jest dyskryminowana, a potem będzie walczyć o jej prawa. A najbardziej działającym na wyobraźnię czynnikiem w tym całym przedsięwzięciu było chyba nazwisko pani Jolanty Kwaśniewskiej, która potraktowała ten kongres jako przygrywkę do startu w wyborach prezydenckich.

[b]Ale przecież pani Kwaśniewska wielokrotnie zarzekała się, że nie zamierza startować w wyborach prezydenckich. [/b]

Ja uważam, że będzie. Jak rozmawiam z paniami z lewicy, to one wręcz uważają, że cały ten kongres jest elementem nacisku na polityków SLD, aby uświadomić im, iż oto jest kandydatka z poparciem wpływowych środowisk kobiecych, która może powalczyć z Tuskiem i Kaczyńskim. Zdaniem wielu wystąpienie pani Kwaśniewskiej na kongresie było programowym wystąpieniem kandydatki na prezydenta.

[b]Kinga Dunin stwierdziła ostatnio, że jest pani "najgorszym ministrem zajmującym się sprawami równouprawnienia, jakiego kiedykolwiek mieliśmy". I zasugerowała dymisję. Czym pani tak się naraziła feministkom? [/b]

Tym, że nie jestem z lewicy. Zajmuję się rzetelnie sprawami dyskryminacji, ale nie zajmuję się tymi sprawami, którymi panie feministki chcą, abym się zajmowała. Ale warto przypomnieć, że ani pani Jaruga-Nowacka, ani pani Środa dziś najgłośniej broniące praw kobiet, kiedy pełniły urząd pełnomocnika do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, przez cztery lata nie zrobiły nic, aby skutecznie walczyć z dyskryminacją ze względu na płeć. Poza tym, jeśli ktoś mieni się obrońcą praw człowieka i mówi o zasadzie równego traktowania, jak pani Środa, która jednocześnie stwierdza, że pani Radziszewska nie interesuje się problemami kobiet, no chyba że chodzi o Najświętszą Panienkę, to świadczy to o niej jednoznacznie – iż wbrew temu, co usiłuje nam wmówić, jest osobą nietolerancyjną. Poza tym pełnomocnik do spraw równego traktowania został w historii Polski powołany po raz pierwszy, więc nie ma mnie z kim porównywać, chyba że chodzi tylko o to, by rzec, jaka ta Radziszewska z PO straszna.

[b]Lubi być pani nazywana ministrą?[/b]

Nie lubię. Ja nie jestem ministrą, lecz ministrem. Choć nie odmawiam feministkom prawa do używania takich form. Dla mnie jednak jest to określenie sztuczne.

[ramka][b]Elżbieta Radziszewska [/b]od 2008 r. pełni funkcję pełnomocnika rządu ds. równego traktowania. Od 1997 roku zasiada w Sejmie. Należała do ROAD, Unii Demokratycznej i Unii Wolności. Od 2001 r. jest w PO.[/ramka]

[b]Rz: Osoba pełniąca taki urząd jak pani chyba powinna pojawić się na Kongresie Kobiet Polskich. Jednak pani nie przyszła. Dlaczego? [/b]

Ponieważ nie dostałam zaproszenia.

Pozostało 99% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości