[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/08/07/granice-politycznego-kompromisu/" "target=_blank]blog.rp.pl/wildstein[/link][/b]
Porozumienie między PiS a SLD w sprawie TVP może się stać dobrym punktem wyjścia do analizy stanu polityki w Polsce. Wydawałoby się, że jest to sojusz najmniej prawdopodobny. PiS wielokrotnie deklarował, że z SLD w żadne układy nigdy wchodzić nie będzie. Dla polityków SLD i jego twardego, wyborczego jądra PiS uosabia wręcz polityczny koszmar. Nic dziwnego więc, że żadna z tych partii oficjalnie do sojuszu się nie przyznaje. Ot, nastąpiło porozumienie w KRRiT, które umożliwiło wybór rad nadzorczych mediów publicznych, te zaś wybiorą ich prezesów. Politycznych targów nie było.
SLD ma większe możliwości, by trzymać się tej wersji. Tomasz Borysiuk, członek Krajowej Rady, który – dogadując się z trojgiem nominowanych przez PiS kolegów – umożliwił wybór rad nadzorczych, został wysunięty przez Samoobronę. W rzeczywistości medialna reprezentacja partii Andrzeja Leppera składała się wyłącznie z postkomunistów. Po załamaniu się postkomunistycznego medialnego układu, który runął przy okazji afery Rywina, jego przedstawiciele bezzwłocznie zaciągnęli się do Samoobrony. Był to jednak tylko chwilowy alians.
Postkomunistyczny układ to zjawisko dużo szersze niż jego polityczna emanacja, jaką stanowi SLD. Jest to rozbudowana sieć wspólnych interesów, na którą nakłada się rodowodowo--ideowa wspólnota. Ten układ był niezwykle silny w mediach publicznych. Ostatnich kilka lat nadwerężyło jego pozycję. Pytanie, czy w nowej sytuacji nie zostanie ona odbudowana. Oczywiście nie będzie to nigdy pozycja równie znacząca jak za czasów prezesa Roberta Kwiatkowskiego. Również z powodu nieuniknionej redukcji znaczenia mediów publicznych, które wprawdzie nie muszą zostać zupełnie zmarginalizowane, jak planuje ekipa premiera Tuska, ale nie ma mowy, aby utrzymały choćby obecny poziom.
Nowym zjawiskiem w bitwie o media – czyli przede wszystkim o telewizję – jest pojawienie się gracza, jakim są stowarzyszenia twórcze, których list opublikowany w miniony poniedziałek świadczy, że postanowiły one zawalczyć o najwyższą stawkę. Jest to list potępiający partyjny skok na media, jaki, zdaniem jego sygnatariuszy, dokonany został przez powołanie – bez publicznych konsultacji – nowych rad nadzorczych. Tak naprawdę była to tylko kontynuacja, pewnie niechlubnej, praktyki III RP. Środowiska twórcze liczą jednak, że w sytuacji powszechnego rozczarowania niczym niezawoalowaną partyjną walką o media mogą przejąć w nich pakiet kontrolny.