Nie wszedł do drugiej tury, ale i tak wygrał najwięcej – z tą oceną obecnej pozycji Grzegorza Napieralskiego nikt chyba nie polemizuje. Ale dobra passa kandydata SLD trwa. Trafnie zauważyła dwa dni temu w “Rz” Małgorzata Subotić, że Napieralski też jakby wszedł do drugiej tury.
Wystarczy spojrzeć w kalendarz lidera Sojuszu. Wygląda tak, jakby wciąż prowadził kampanię. Codziennie ma spotkania z wyborcami – oficjalnie, po to, aby im podziękować i aby się z nimi konsultować w sprawie udzielenia poparcia faktycznym uczestnikom drugiej tury. Odwiedza kilka miast. Spotyka się z popierającymi go organizacjami i związkami zawodowymi. Każdemu z tych wyjazdów towarzyszy wielkie zainteresowanie mediów próbujących wyciągnąć deklarację, kogo SLD poprze w drugiej turze. A Napieralski podsyca to zainteresowanie, zapowiadając, że zdeklaruje się w połowie przyszłego tygodnia. Jeśli dotrzyma słowa.
Jego sztab, który wcale nie zawiesił działalności, promuje go jako “jedynego kandydata, który wyszedł do ludzi”. Wprawdzie inni tak samo nurzali się wśród wyborców, ale uparte powtarzanie tego sloganu przynosi pewne efekty. Obraz Napieralskiego rozdającego kanapki przed fabryką utrwala się w pamięci wielu ludzi.
Lider SLD ma też korzyści z relacji z PO i PiS. Obie partie swymi zalotami w pełni upodmiotowiły tego jeszcze niedawno nowicjusza wśród polityków. Media pełne są dywagacji, co kto może dać Napieralskiemu w zamian za poparcie. Okładka jednego z tabloidów przedstawia go uśmiechniętego z wysuniętymi rękami i tytułem “Ence pence, w której ręce”. Oczywiście chodzi o poparcie. Obok zatroskane twarze Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego wzmacniają przekaz, że to lider SLD jest tym, który rozgrywa drugą turę.
PO już w poniedziałek zorientowała się, że zabiegi o względy Napieralskiego promują go kosztem jej samej. Ale było już za późno. Stwierdzenie Janusza Palikota, że SLD może dostać stanowisko wicepremiera i dwa ministerstwa, to jasny komunikat, że lewica jest realną siłą, a rządzi nią Napieralski. Nie zaś ci politycy – jak Włodzimierz Cimoszewicz i Marek Borowski – którzy za bezcen poparli Komorowskiego.