Po tym, gdy po raz kolejny okazało się, że zamiast niebanalnych obchodów Sierpnia będziemy mieli koncert trzeciorzędnej gwiazdy (proponuję Bajm – doskonale oddawałby estetykę i stopień wyrafinowania organizatorów), kilka osób zaczęło nieśmiało dopytywać, czemu przez 20 lat nie stworzono atrakcyjnego dla każdego muzeum opozycji, komunizmu czy historii najnowszej.

Powiedzmy sobie szczerze, że po tym, gdy grupa szaleńców zbudowała Muzeum Powstania Warszawskiego, czym pogrążyła to nieszczęsne miasto w demonach patriotyzmu, powstało jeszcze Muzeum Chopina, i na tym dorobek polskiego muzealnictwa ostatnich dekad się zamknął. Spyta ktoś, po grzyba nam kolejne zatęchłe sale, skoro w każdej dziurze jest muzeum regionalne tworzone według niezawodnego schematu: kilka wykopanych monet (sekcja archeo), dwie mapy, trzy fotografie, spłowiały strój ludowy i czapka lejtnanta bohaterskiej Armii Czerwonej, która wyzwalała miasto?

Odpowiem przykładem. Wyobraźcie sobie państwo, czym byłby Białystok bez ultranowoczesnego Muzeum Kresów Wschodnich zrobionego nie wedle sielsko -głupawej modły, á la ziomkostwo, ale w kooperacji z prężną katedrą studiów kresowych tamtejszego uniwersytetu, który w jej stworzeniu widział swą szansę na oryginalność i wyrwanie się z kategorii prowincjonalnych szkół wyższych. Białystok bez muzeum animującego i życie intelektualne, i festiwal kultury, i nawet tydzień kuchni kresowej byłby tym samym, czym Szczecin bez zapierającego dech w piersiach Muzeum Morskiego (nie mylić z delfinarium z trzema wymęczonymi zwierzętami i treserem Iwanem z Krymu). Byłby taki Białystok (Szczecin, Rzeszów, Lublin etc.) miastem wyzbywającym się metropolitalnych ambicji, zakurzoną, prowincjonalną dziurą, w której może i można zarobić, ale nie da się zabić nudy. Taki jest? Nie ma takich muzeów? Nie chce się wierzyć.

Choć właściwie się chce. W czasach, kiedy politycy wolą rozprawiać nie o budowaniu lokalnej tożsamości i inteligentnym, krytycznym poznawaniu historii, ale o człowieku z penisem w szufladzie, trudno się spodziewać, by ktoś takie miejsca tworzył. Tym bardziej że i tak szefem każdego z nich musiałby zostać Jan Ołdakowski.