Zamieszanie wokół reformy emerytalnej – bo w przeważającej większości nie zasługuje to na miano debaty – pokazało, że nie istnieje w tej chwili żaden język dyskusji nad najważniejszymi problemami stojącymi przed Polską.
Platforma Obywatelska przyzwyczaiła się przez pięć lat do sprowadzenia wszystkiego do paradygmatu obrony Polski przed Kaczyńskim albo zapobieganiu skutkom kryzysu (co właściwie wychodzi na jedno). Nie potrafi więc przedstawiać Polakom żadnych ambitnych planów, jeśli nie są one wprost lub pośrednio związane z wojną polsko-polską. Dokładnie tą samą narracją, ale au rebours posługuje się PiS. Pomysły Platformy z definicji są dla niej zbrodnicze, wypływają z planów eksterminacji Polaków, zaprzedania interesów narodowych i w ogóle zdrady. Słowo zdrada padło z ust polityków PiS od ostatnich wyborów tyle razy, że przestaje powoli robić na kimkolwiek wrażenie.
W efekcie dyskusja partii rządzącej i głównej partii opozycyjnej de facto idzie obok głównego problemu. A głównym problemem – przede wszystkim dla rządzących – jest przytłaczający brak akceptacji społecznej dla rządowego pomysłu podniesienia wieku emerytalnego. Z różnych badań wynika, że sprzeciwia się tej reformie 80 – 90 proc. Polaków. To jest właśnie miarą oderwania się polityków od rzeczywistości. W normalnych warunkach poparcie dla opozycji, która walczy z tak niepopularną reformą, strzeliłoby w górę.
Dlaczego jest inaczej? Bo na poziomie eksperckim większość ekonomistów, demografów oraz polityków jest przekonana o konieczności podwyższenia wieku emerytalnego. Mamy tu więc sytuację bardzo podobną do tej z początków Polskiej transformacji. O konieczności reform wiedzieli wszyscy eksperci, jednak duża część społeczeństwa, która miała ponieść największy ciężar przemian, nie rozumiała tego, cierpiała przez nie, i w efekcie przeciw nim protestowała. Skalę tej frustracji widać było w 1993 roku, gdy w geście nostalgii za PRL i sprzeciwu wobec reform niemal 40 proc. Polaków oddało głos na partie postkomunistyczne.
Z podniesieniem wieku emerytalnego może być podobnie. Choć wydaje się ono nieuniknione, zostanie odrzucone przez duże grupy społeczne. W efekcie zamiast likwidować podział na zadowolonych z polskiej transformacji i jej ofiary, na wyborców postępowych oraz bardziej lękliwych i wykluczonych, debata emerytalna ten podział wyłącznie umocni.