Grunt, że państwo znów zdało egzamin.
Donald Tusk i Waldemar Pawlak mogą otwierać szampana. Ten drugi zgrabnie pozbył się konkurenta w PSL, ten pierwszy pokazał, że jeśli w rządzie są jakieś problemy z nepotyzmem czy nie daj Boże korupcją, to drobniutkie, bo czymże jest nawet tuzin kuzynów i kopa szwagrów w skali państwa? A poza tym to nie my, to koledzy ludowcy, ale wiecie – i tu premier puszcza do nas oczko, a my zachwyceni tą poufałością uśmiechamy się z wdzięcznością – z nimi zawsze były problemy.
Miotła została puszczona w ruch. Zaiste powinniśmy być mistrzami olimpijskimi w curlingu, bo w zamiataniu, tyle że pod dywan, mamy wielkie osiągi, a premier i wicepremier są w świetnej formie. Nowy minister zapewne zapowie „kompleksową kontrolę" i „pełny przegląd", a szef rządu uzna sprawę za przykład bezkompromisowej i udanej walki z nepotyzmem. Wysokie standardy po raz kolejny zatriumfują, co za Donaldem Tuskiem powtórzą media. I tylko zawodowi narzekacze będą kwękolić i wynajdywać dziurę w całym.
Przyjrzyjmy się na moment owym standardom. Nikt nie jest tak głupi, by powtarzać błąd Leszka Millera i pozwalać na nową aferę Rywina, lecz nie są to nawet zwyczaje z afery hazardowej.
Tam co prawda ukręcono sprawie łeb, ale jednak jakaś komisja śledcza była, jakaś prokuratura się trudziła, kilka kompromitujących faktów wyciekło. Nie było to zbyt bolesne, skoro główny śledczy Arłukowicz zgrabnie wskoczył do krytykowanego rządu, ale tym razem i bez tego się obejdzie, bo i żadnego śledczego nie poznamy. Po co komisje, skoro wszystko załatwione.