Reklama

Noblesse oblige, czyli dramaty brytyjskiej arystokracji

Bieda i dramaty angielskich lordów

Publikacja: 03.02.2014 17:18

Benjamin Disraeli, premier Wielkiej Brytanii, koneser luksusu.

Benjamin Disraeli, premier Wielkiej Brytanii, koneser luksusu.

Foto: Wikimedia Commons

Zgodnie ze słynną maksymą, szlachectwo zobowiązuje. Dość niekonwencjonalną interpretację tej zasady przyjęli widocznie członkowie brytyjskiej Izby Lordów, których niefortunne przygody opisuje dziennik The Independent.

Przygody te dotyczą restauracji Barry Room, prywatnej knajpy przeznaczonej wyłącznie dla przedstawicieli brytyjskiej szlachty z wyższej izby parlamentu. Ta wykwintna i wyrafinowana restauracja jest subsydiowana przez brytyjskich podatników (w kwocie 1,3 miliona funtów rocznie), dzięki czemu pełen obiad można tam zjeść za niecałe 10 funtów.

Żyć, nie umierać, prawda? Nie do końca. Lordowie uważają bowiem, że szlachectwo, owszem, zobowiązuje, ale zobowiązuje głównie tych, którzy im służą - do zapewniania im najwyższego poziomu.

Jak odkrył Independent, lordowie mają bardzo wiele, bardzo dramatycznych zastrzeżeń co do jakości obsługi w parlamentarnej restauracji.

Jeden oburzony Lord narzekał na fakt, że musiał czekać 15 minut na zaprowadzenie go do stolika, przez co jego "popołudnie straciło trochę finezji", a jego goście "nie mogli skosztować pięknego asortymentu oferowanych ciast".

Reklama
Reklama

- przytacza jedną ze skarg dziennik. Pozostałe są równie karykaturalne.

Jeden z parów apelował nawet o przywrócenie "kart dań drukowanych na lekkich kartkach", które można było wziąć do domu na pamiątkę, zaś inny wyznał, że został "emocjonalnie zraniony" po tym, jak restauracja musiała odwołać jego rezerwację. Dodał, że jego żona nie mogła zjeść obiadu gdzie indziej, ponieważ miała na głowie tiarę. "Uratowała nas tylko dobroć przyjaciół, którzy ofiarowali nam możliwość przebrania się w swoim pobliskim domu i zabrali nas na lunch do innego lokalu".

Prawdziwym skandalem okazało się jednak postawienie w restauracji nowej maszyny do kawy,

Jeden z lordów skarżył się, że nowa maszyna była gorsza, przez co "nie ma gdzie iść na przyzwoite cappuccino" w Parlamencie. Inny członek Izby stwierdził natomiast, że przybycie nowej maszyny było "znieważające" i "szokujące", ponieważ zmiana ta nie była konsultowana z członkami Izby. W liście do Lorda Sewela, napisał: "nawet jak na parlamentarne standardy to imponujący wprost manewr. Nie można było niczego wymyśleć bardziej skalkulowanego na zasianie złych emocji".

Takie to pełne zasadzek życie wiedzie brytyjska arystokracja.

Zgodnie ze słynną maksymą, szlachectwo zobowiązuje. Dość niekonwencjonalną interpretację tej zasady przyjęli widocznie członkowie brytyjskiej Izby Lordów, których niefortunne przygody opisuje dziennik The Independent.

Przygody te dotyczą restauracji Barry Room, prywatnej knajpy przeznaczonej wyłącznie dla przedstawicieli brytyjskiej szlachty z wyższej izby parlamentu. Ta wykwintna i wyrafinowana restauracja jest subsydiowana przez brytyjskich podatników (w kwocie 1,3 miliona funtów rocznie), dzięki czemu pełen obiad można tam zjeść za niecałe 10 funtów.

Reklama
Publicystyka
Estera Flieger: Nie straszmy wojną, ale też nie lekceważmy sytuacji
Publicystyka
Marek Kozubal: Sabotaże i ataki. Skąd to wzmożenie działań rosyjskich służb i co planuje Putin?
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Donald Trump chce, by armia USA podjęła walkę z woke na ulicach miast?
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Demokraci znaleźli sposób na Donalda Trumpa
Publicystyka
Piotr Buras: Umowa z Mercosurem to strategiczny wybór Europy
Reklama
Reklama