Media i tak były polityczne – lepiej niech będą jawnie polityczne niż polityczne w sposób zakamuflowany. Trybunał i tak był polityczny, niech więc będzie polityczny w sposób jawny. Co w takim razie z fikcyjnymi posadami na przykład w spółkach skarbu państwa?

Prawda jest taka, że subwencje, jakie otrzymują partie polityczne na swoją działalność, nie są duże. Sprawia to kłopoty natury organizacyjnej, ponieważ nie można godnie opłacać ludzi robiących partyjną robotę. W praktyce więc takim osobom oferuje się posady gdzie indziej. Na przykład w radach nadzorczych czy dyrekcjach spółek skarbu państwa. Oczywiście skutki takich działań nigdy nie są dobre dla państwa, bo stanowiska obejmują partyjni działacze, niekoniecznie kompetentni, by je piastować. Najbardziej kuriozalnym przejawem tego obejścia faktycznego niedofinansowania partii są rady nadzorcze, będące synonimem partyjnych synekur. Coś jednak trzeba zrobić, bo partie polityczne muszą zatrudniać tak zwanych aparatczyków, żeby w ogóle móc efektywnie działać.

Postulaty ugrupowań, które chcą znieść finansowanie partii politycznych z budżetu wynikają albo z niezrozumienia konsekwencji takiego posunięcia, albo z własnego interesu. Ten pierwszy przypadek dotyczy ruchu Pawła Kukiza. Głosząca demokratyczne postulaty formacja opowiada się za skrajnie elitarystycznym rozwiązaniem, które doprowadziłoby do tego, że wszystkie partie polityczne byłyby na utrzymaniu wielkiego biznesu. Skądś w końcu musiałyby brać pieniądze na działalność. Mielibyśmy wtedy już nawet nie samych polityków liberalnych, ale po prostu liberalnych lobbystów. Kukiz w imię – skądinąd szlachetnych – pomysłów na likwidowanie koryta głosi postulat samobójczy dla obywatelskiej wizji państwa. W przypadku rasowych liberałów chęć zniesienia subwencji jest zrozumiała i wypływa z dobrze pojętego interesu. To właśnie oni działają na rzecz wielkiego biznesu i ten nie szczędziłby im pieniędzy.

W imię walki z hipokryzją PiS mógłby jednak proponować rozwiązanie dokładnie odwrotne – zwiększenie dofinansowania dla partii politycznych połączone z zakończeniem polityki synekur. Owszem, większy strumień pieniędzy dla partii mógłby nie spotkać się z ciepłym przyjęciem, ale – dobrze objaśnione – takie posunięcie ma szansę się spodobać. Zwłaszcza gdyby jednocześnie mówiono o rozwiązaniu sprawy rad nadzorczych i politycznych aparatczyków jako dyrektorów w agencjach rządowych. Można by im było płacić normalnie. Uczciwie, z partyjnych pieniędzy. I politycznie. Ale jawnie politycznie.