Jak śledzę dyskusję w szeregach demokratycznej opozycji, to nie wiem, czy wrogiem numer jeden jest PiS czy też grupy zombiaków takich jak sympatycy Trzeciej Drogi, symetryści lub „moraliści”. W tej ostatniej grupie są obrońcy praw kobiet, gejów, migrantów, pielęgniarek i środowiska naturalnego, którzy uparcie agitują za swoją „wąską” agendą, zamiast skupić się na „obronie Częstochowy”. Pod ostrzałem znalazła się nawet Agnieszka Holland oskarżona o „agitkę” na rzecz poniewieranych migrantów, która zniechęci do opozycji trzeźwo myślących rodaków. Jeszcze bardziej dostało się nieszczęsnym symetrystom, którzy planowali zamienić Campus Polska Przyszłości w orgię zombi żądnych liberalnej krwi.
Z mojej odległej włoskiej perspektywy nasuwają się trzy smutne uwagi. Po pierwsze, utwierdza się teza, że jesteśmy narodem pieniaczy i anarchistów. Demokracja wymaga kompromisów, a my nie jesteśmy nawet w stanie zaakceptować różnicy poglądów w swoim własnym opozycyjnym środowisku. Najbardziej dziwi fakt, iż ostra krytyka dewiacji po stronie opozycji wychodzi spod pióra osób, które uważają się za liberałów. Myślałem, iż esencją liberalizmu jest wolność myślenia i tolerancja.
Czytaj więcej
Polska musi przywrócić demokrację, lecz powinna też stworzyć stabilny rząd, będący w stanie rozwiązać ludzkie problemy. Takiego rządu jeszcze nie widać na horyzoncie. Ale jeśli wybory przegra PiS bądź PO, to będą musiały się zmierzyć z końcem swej własnej historii.
Po drugie, kampania przeciwko zombiakom sugeruje, że najważniejsza jest władza, a nie zespół wartości, na których ta władza się opiera: najpierw trzeba odsunąć od władzy PiS, a dopiero później będziemy rozmawiać o równości czy prawach kobiet lub migrantów. Problem w tym, że władza bez norm i wartości jest arbitralna i często pada ofiarą partyjnych interesów. Do kiedy mamy zawiesić troskę o prawa człowieka, do jesieni, a może do wiosny, bo będą wybory europejskie?
Po trzecie, trudno sobie wyobrazić, by podzielona opozycja mogła skutecznie stawić czoła Zjednoczonej Prawicy. Wewnątrz obozu rządzącego istnieje solidarność oparta na wspólnym (często brudnym) interesie i strachu. Możemy szydzić z takiej solidarności, lecz ostatnie lata pokazały, że obóz rządzący trzyma się razem bez względu na ogromne różnice poglądów i animozje osobiste. Opozycja jest gotowa przygarnąć dewiantów z PiS czy jego historycznych sojuszników takich jak Liga Polskich Rodzin, lecz najwyraźniej brak jej tolerancji dla dewiantów we własnych szeregach.