Droga Ukrainy i Gruzji do NATO ma być jednym z głównych tematów rozpoczynającego się jutro spotkania. Już podczas szczytu w Bukareszcie wiosną tego roku zachodnioeuropejskim sojusznikom – z Niemcami i Francją na czele – udało się storpedować amerykańskie starania o przedstawienie Kijowowi i Tbilisi tzw. MAP, czyli mapy drogowej członkostwa. Przyjęto wówczas rozwiązanie kompromisowe: sojusz zadeklarował na piśmie, że jest gotów przyjąć oba państwa, ale w mglistej, niejasno określonej przyszłości. Ewentualne rozmowy o MAP sprytnie przełożono na grudzień, wiedząc, że po amerykańskich wyborach prezydenckich, a przed zaprzysiężeniem nowego prezydenta, przedstawiciele Waszyngtonu nie będą mieli w Brukseli wiele do powiedzenia. Europejscy zwolennicy możliwie jak najdalszego odsunięcia rozszerzenia triumfowali.
W tym czasie sporo się wydarzyło. Konflikt w Gruzji sprawił, że odległa perspektywa przyjęcia tego kraju do NATO jeszcze się wydłużyła. Polityczny galimatias na Ukrainie bynajmniej nie pomógł Kijowowi. A pogłębiający się globalny kryzys finansowy dodatkowo zmniejszył i tak niewielką wśród sojuszników chęć przyjęcia twardej linii wobec Kremla.
Dyskusje o MAP w Brukseli stały się więc bezprzedmiotowe. W tej sytuacji administracja Busha słusznie uznała, że dalsze jego forsowanie jest stratą energii i czasu, szczególnie gdy wszyscy sojusznicy czekają na przejęcie sterów przez Baracka Obamę i jego ludzi i nie są zbyt podatni na amerykańską presję.
W zeszłym tygodniu Amerykanie ogłosili, że nie zamierzają nalegać na przyjęcie mapy drogowej. Z wypowiedzi Condoleezzy Rice i jej współpracowników wynikało jednak, że nie oznacza to wcale osłabienia starań na rzecz członkostwa tych państw, lecz jedynie zmianę strategii: obejście zawiłości dyplomatycznych i skoncentrowanie się na praktycznej pomocy, która pomogłaby obu krajom szybciej zbliżyć się do standardów wyznaczanych przez NATO nowym członkom.
Co ciekawe, pierwsza reakcja Rosjan na zmianę kursu przez Waszyngton była bardzo krytyczna. Rosyjski ambasador przy NATO Dmitrij Rogozin oskarżył administrację Busha o próbę narzucenia innym „drogi na skróty” i sabotaż tworzącej się dopiero administracji Obamy. Przełożeni Rogozina, który udał się do Moskwy, by zdać sprawozdanie z sytuacji w NATO przed zbliżającym się szczytem, uznali jednak, że należy przyjąć inną linię. – Cieszę się, że przeważył rozsądek, szkoda, że dopiero pod koniec urzędowania obecnej administracji amerykańskiej – stwierdził prezydent Dmitrij Miedwiediew, przedstawiając amerykańską decyzję jako odwrót od dotychczasowej polityki „szaleńczego i bezsensownego” forsowania MAP.