Być może tak było. Następnego dnia pojechaliśmy do Wałęsy. Potem były przygotowania do Okrągłego Stołu w warszawskim kościele na Kole i w budynku koło Domu Dziecka na ulicy Kruczej. Trwała walka o to, kto ma być przy głównym stole. Zapamiętałem, że nam dwóm z Jarkiem zaproponowano przy nim jedno miejsce. To nas zdenerwowało i żaden nie usiadł, chociaż jednocześnie byłem w tzw. szóstce, czyli nieformalnym kierownictwie Okrągłego Stołu. Nie byłem wśród „25” przy stole, ale w jego kierownictwie. Natomiast brat był przy najważniejszym podstoliku – politycznym.
[b]Jak pan odbierał te rozmowy?[/b]
Byłem przekonany, że „Solidarność” już jest zalegalizowana, opór w sprawie „Solidarności” Rolników Indywidualnych został szybko przełamany, najtrudniejsza walka toczyła się o organizacje młodzieżowe.
[b]Nie chcieli się zgodzić na legalizację NZS, który w Warszawie organizował marsze na Krakowskim Przedmieściu, by wywrzeć na was nacisk.[/b]
Na nas nie trzeba było wywierać nacisków. Jeśli chodzi o komunistów, to NZS był przedmiotem najsilniejszego oporu. Ale pamiętam też bitwę o kształt wyborów. W Magdalence główny bój szedł właśnie o NZS, Senat i prezydenta.
[b]Skąd się wziął opór wobec akurat NZS?[/b]
Władza komunistyczna miała – jak sądzę – swój plan, w którym panowanie nad młodzieżą odgrywało istotną rolę. Jeśli chodzi o inne kwestie, to była mowa o wolnych wyborach za cztery lata. Wolne wybory do Senatu, wywalczone po ostrej walce, zostały połączone z wyborem prezydenta. Kiszczak ciągle wracał do koncepcji rządu koalicyjnego z ich premierem. Odrzucali to wszyscy, a najmocniej Mazowiecki.
[b]Miał pan poczucie moralnego dyskomfortu, uczestnicząc w rozmowach z komunistami?[/b]
Sam Okrągły Stół był dobrą rzeczą. Zła była fraternizacja z komunistami, która przy tej okazji zachodziła. Ten proces zaczął się od próby zbliżenia jeszcze we wrześniu. To wtedy w budynku szkoły wywiadu Kiszczak ze swoim specyficznym poczuciem humoru mówił, że pierwsze 30 kolejek jest obowiązkowe, a później, jak kto chce. Ta fraternizacja doprowadziła potem do czegoś, co można określić jako wzajemne kooptowanie części obydwu „elit”: komunistycznej i solidarnościowej, a porozumienie Okrągłego Stołu zostało potraktowane jako swoista umowa organiczna. Komuniści oddają władzę, ale nie oddają przywilejów, a nawet otrzymują nowe – własność.
Raz jeszcze chciałem podkreślić – takiej umowy ani w Magdalence, ani przy Okrągłym Stole nie było. To jest zła interpretacja, i to z obydwu stron. Ani komuniści nie zamierzali oddać władzy, przynajmniej wtedy, ani strona solidarnościowa nie chciała dać im przywilejów. Ale prawdziwa fraternizacja nastąpiła znacznie później, chociaż niektórzy się jej oparli, np. Władysław Frasyniuk, Tadeusz Mazowiecki, a także ja.
[b]Potem była kampania wyborcza.[/b]
Ale ja nie zajmowałem się kampanią, tylko organizowaniem aparatu związkowego. Dużo jeździłem po kraju, ale bardziej w sprawie związku, mniej wyborów. Dzień 4 czerwca słabo sobie przypominam. Pamiętam, jak nad ranem 5 czerwca obudził mnie telefon od Jarka. Dzwonił z Elbląga i powiedział, że wszedł do Senatu.
[b]Wyniki zaskoczyły pana?[/b]
Takiego zwycięstwa się nie spodziewałem. Tego samego dnia Jarek przyjechał do Gdańska i pamiętam, jak powiedział, że przy takich wynikach Okrągły Stół powinien iść do rewizji.
[b]Jaki to był kraj, 5 czerwca?[/b]
To była druga część „międzyepoki”. Ta „międzyepoka” trwała gdzieś od 1988 roku – jak pod koniec dyktatury generała Franco w Hiszpanii. Już prawie wszystko było można, choć jeszcze był reżim. Było napięcie związane z listą krajową i walka o kierownictwo Senatu. Wałęsa chciał, aby wicemarszałkami Senatu zostali Andrzej Celiński i Jarosław Kaczyński. To się nie udało. Poza Andrzejem Wielowieyskim stanowiska objęli Zofia Kuratowska i Józef Ślisz. Wałęsa po raz pierwszy zauważył, że OKP mu się wymyka. To był fatalny błąd ze strony kierownictwa OKP, bo Wałęsa się zorientował, że chcą go pozbawić władzy. To go umocniło w przekonaniu o konieczności wymiany części współpracowników i pewnej zmiany hierarchii. Pojawiła się też koncepcja przejęcia władzy. Forsował ją Jarosław Kaczyński, który myślał o koalicji solidarnościowej z ZSL i SD. Była też koncepcja Adama Michnika. Ze strony rządowej przyszedł sygnał, bodajże od Janusza Reykowskiego, że możliwa jest koncepcja zakładająca solidarnościowego premiera. Ale tak naprawdę większość komunistów nie chciała oddać władzy. Może chciał tego Aleksander Kwaśniewski i paru młodych, ale nikt więcej. Oni oddali władzę dopiero po reformach Mieczysława Rakowskiego, kiedy się zorientowali, że już nie są w stanie rządzić.
[b]Kiedy poczuł pan, że to prawdziwy koniec komunizmu?[/b]
Od 11 września 1986 roku wiedziałem, że komunizm się skończy. Ale tak na pewno, że się skończył – kiedy powstał rząd Mazowieckiego.
[b]Z perspektywy 20 lat, który dzień uważa pan za najważniejszy?[/b]
4 czerwca i 12 września. Bez 4 czerwca nie byłoby 12 września. Po 4 czerwca władza wciąż była w rękach komunistów. Pamiętam 6 czy 7 czerwca przysłali po Wałęsę samolot. Poleciałem z nim do Warszawy. Czekałem na niego w Hotelu Europejskim. Kiedy wrócił, powiedział, że komuniści chcą kontynuacji. Byłem wściekły. Ale nadziei nie straciłem.
1 sierpnia Jarosław Kaczyński spotkał się z Adamem Michnikiem na cmentarzu wojskowym na Powązkach. Michnik mówił, że mamy rację, ale jeszcze jesteśmy „za krótcy”. Tymczasem w „Solidarności” na początku sierpnia doszło do rozgrywki. Jarek przygotował ofensywę. Na jednym z posiedzeń prezydium KKW wygłosił rutynowy referat polityczny, w którym zaatakował brak konsolidacji naszej strony i pozostawanie w bezruchu, podczas gdy druga strona się konsoliduje. Został za to ostro skrytykowany przez Bronisława Geremka. Doszło do spięcia. Następnego dnia Wałęsa powierzył Jarosławowi Kaczyńskiemu misję tworzenia koalicji. To było zwycięstwo koncepcji koalicji z ZSL i SD.
[b]Który z tych dni powinien być świętem wolnej Polski?[/b]
Ludzie bardziej pamiętają 4 czerwca, bo wtedy wszyscy głosowali. 12 września był dniem odebrania komunistom większości władzy. Z tego punktu widzenia to ważniejsza data. Ale pewnie pozostanie 4 czerwca. Tyle że to nieprawda, iż tego dnia skończył się komunizm. Bo poza kilkoma politykami młodego pokolenia cała reszta nie chciała brać władzy.
[b]Ale 4 czerwca większość Polaków odrzuciła komunizm.[/b]
Dlatego niech tym świętem będzie 4 czerwca. Wtedy zaczęła się nasza wolność. Po części zagospodarowaliśmy ją dobrze, po części źle, ale jest. Na pewno jest.
[ramka][srodtytul]Lech Kaczyński[/srodtytul]
Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, w latach 1971 – 1997 był pracownikiem naukowym Uniwersytetu Gdańskiego. Od 1977 roku związany z KOR. Prowadził szkolenia z zakresu prawa pracy dla robotników. Od 1978 roku działał w Wolnych Związkach Zawodowych. W sierpniu 1980 roku był doradcą Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej. Członek NSZZ „Solidarność”, w czasie stanu wojennego internowany, od 1983 roku w jej podziemnych strukturach. W drugiej połowie lat 80. był bliskim współpracownikiem Lecha Wałęsy, lidera „Solidarności”. 16 września 1988 roku brał udział w rozmowach „Solidarności” z przedstawicielami władz w Magdalence, a w 1989 roku – Okrągłego Stołu. Od 2005 roku prezydent Polski. [/ramka]