Czeskie przewodnictwo w UE od początku miało złą prasę. Zanim jeszcze rząd Mirka Topolanka przejął 1 stycznia 2009 roku stery w UE, już Nicolas Sarkozy podważał jego kompetencje. Prezydent Francji uważał, że tylko on może prowadzić Unię na wzburzonych wodach kryzysu gospodarczego i sugerował nawet, poprzez współpracowników, ograniczenie kompetencji Czech. Plan był prosty: skoro Czesi nie są w strefie euro, to nie mają pełni praw do działania w imieniu grupy krajów wspólnej waluty. Z tych zakusów nic nie wyszło, bo same kraje euro, jak choćby Niemcy, nie były zainteresowane przekazywaniem nadzwyczajnych instrumentów władzy Francji, o której wiadomo, że ratunku dla gospodarki będzie szukać w protekcjonizmie i regulacjach.
Takie podejście spowodowało, że Czesi od początku musieli udowadniać, że potrafią kierować Unią. Widać było, że im zależy. Gdy w pierwszych dniach stycznia wybuchł rosyjsko-ukraiński kryzys gazowy, premier Topolanek rozpoczął pielgrzymki między Moskwą i Kijowem, przekonując zwaśnione strony do puszczenia gazu w stronę UE i przyjęcia unijnej misji obserwatorów. Pod presją Francji zorganizował nadzwyczajny szczyt gospodarczy, który miał przygotować wspólne stanowisko UE na szczyt G20 w Londynie.
Jacek Saryusz-Wolski pytany przez "Rz", jakie wnioski Polska, przygotowująca się do prezydencji w drugiej połowie 2011 roku, może wyciągnąć z doświadczenia czeskiego, mówi: "Dobrze się przygotować i ustalić właściwie priorytety. Być gotowym na niespodzianki. I nie zmieniać rządu w czasie przewodnictwa". Rzeczywiście, Czechom nie pomogła zmiana gabinetu ani kwestionowanie roli Unii przez prezydenta Vaclava Klausa. Teoretycznie pozbawiony kompetencji stał się twarzą przewodnictwa Czech, zwłaszcza w czasie zmiany rządu Topolanka na ekipę Jana Fischera.
Z punktu widzenia interesów Polski w UE czeskie przewodnictwo należy ocenić pozytywnie. Praga, tak jak oczekiwano, opierała się propozycjom Francji wyjątkowych regulacji w gospodarce. Doprowadziła do końca projekt Partnerstwa Wschodniego i osiągnęła porozumienie w sprawie gwarancji dla Irlandii tak, by kraj ten mógł powtórzyć referendum.
Ale nie były to samodzielne inicjatywy Pragi. Partnerstwo Wschodnie było przygotowywane od miesięcy, a gwarancje dla Irlandii to prawne sztuczki opracowane przez ekspertów unijnej Rady. Zresztą na czerwcowym szczycie Unii, gdy gwarancje kwestionowali Brytyjczycy, do przekonywania ich wzięli się Angela Merkel i Nicolas Sarkozy. Szczególna rola liderów Niemiec i Francji to nic nowego. Przypadek Czech dodatkowo pokazał jednak, że UE potrzebuje stabilnego przywództwa.