Stało się to ku ubolewaniu sporej części salonu, dla którego człowiek ze świńskim ryjem i gumowym penisem jest wcieleniem subtelnego humoru i kultury politycznej. Mnie osobnik ów przypomniał się przy okazji wyroku na kioskarkę, która nie potrafiła wprowadzić do kasy fiskalnej usług ksero. Naraziła tym Skarb Państwa na stratę 6 (sześciu) groszy.
Z danych publikowanych przez "Dziennik" i "Rzeczpospolitą" wynika, że w swojej deklaracji majątkowej Palikot zapomniał podać sumy, która skazanej kioskarce przypuszczalnie nie zmieściłaby się nie tylko w maszynie, ale i w głowie. Czy zostanie za to pociągnięty do odpowiedzialności?
Palikot ma szczęście do polskiego wymiaru sprawiedliwości. Już ładnych kilka lat temu NIK zwróciła się do prokuratury o wyjaśnienie naruszenia przez niego prawa przy okazji przejmowania Polmosu. Prokuratura sprawę umorzyła. Umorzyła także sprawę nagłej miłości, którą do Palikota zapałali studenci i emeryci lubelscy, wpłacając na jego konto wyborcze dziesiątki tysięcy złotych.
Trzeba przyznać, że minister Andrzej Czuma sprawę do prokuratury odesłał, a więc ślimaczy się ona znowu. Być może ujawnienie wielomilionowych pożyczek, które z rajów podatkowych napływają na konto lidera lewego skrzydła PO, miało wpływ na wycofanie go z pierwszej linii politycznego frontu.
Jeśli jednak wróciła normalność III RP opiewana przez jej dziennikarzy i intelektualistów, to Palikotowi nic się nie stanie. Pociągnięcie go do odpowiedzialności oznaczałoby przecież polityczną zemstę.